Zwierzątka i akcje, praca nie wakacje… recenzja gry Pola Arle!

Uwaga, ważne. Materiał reklamowy – egzemplarz gry otrzymałem bezzwrotnie od wydawnictwa Games Factory Publishing (Games Factory).

To nie pierwsza gra o farmie w którą grałem. Znowu zwierzątka, znowu zielono, znowu worker placement. Brzmi nieźle. Pola Arle.

Info:

Autor: Uwe Rosenberg
Polski wydawca: Games Factory Publishing (obecnie Games Factory)
Liczba graczy: 1-2
Czas gry: ~60-120 minut?

Wersja gry, która do mnie trafiła zawierała dodatkowe elementy z kampanii crowdfundingowej.

W skrócie i ogółem – o zasadach:

W trakcie gry w Pola Arle graczom przyjdzie wysyłać pionki robotników na pola akcji. W każdym z dziewięciu sezonów mają do użytku po cztery znaczniki, zaś akcji już trochę więcej, choć podzielonych – część w lecie, część w zimie.

Akcje pozwalają między innymi na: budowanie budynków, wystawianie lasów, zdobywanie zwierząt, dóbr, pojazdów, wycinanie torfu… ogólnie rzecz biorąc możliwości są w grze bardzo szerokie, a mechanika wysyłania robotnika i uruchamiania akcji to jej kręgosłup.

Fajne i istotne są w grze narzędzia – postęp na ich torach określa ile danego narzędzia mamy, a to z kolei ma znaczenie przy używania niektórych akcji. Poza tym jest tu sporo innych ciekawych rozwiązań, takich jak np. przerabianie materiałów w ubrania, rozbudowywanie włości, w tym: wystawianie pól zboża lub lnu, stawianie zagród, stajni, powiększanie terenu użytkowego przez przestawianie grobli… jest tego dużo!

Celem gry są punkty zwycięstwa, bo ten z graczy, który zbierze ich najwięcej wygrywa partię. PZty zgrania się na różne sposoby i za różne rzeczy. Przykłady to: za zgromadzone żetony odzieży (wytwarzane z płótna, sukna lub skóry garbowanej – obrócenie żetonu), za sprzęt gospodarczy, który gracz trzyma w Stodole, za zebrane doświadczenie w trakcie podróży do miast (zrealizowane żetony celów podróży układa się na odpowiednim torze, a pierwszy nie zakryty symbol wskazuje liczbę punktów), za posiadane zwierzęta… itd.

Zasad jest sporo, mój opis ogólny, więc po więcej szczegółów odsyłam do instrukcji :).

Wrażenia, refleksje, szczegóły:

Wykonanie:
Na bogato! Ogrom komponentów, którymi wypchane jest pudełko zrobił na mnie zdecydowanie pozytywne wrażenie. Ile tego się tu mieści… łał. Wszystko porządne i świetnej jakości. Po rozłożeniu na stole całość wygląda równie dobrze, może się podobać. Na dodatkową pochwałę zasługują całkiem niezłe oznaczenia ułatwiające zabawę oraz wydzielone miejsce na sporą część kafelków, co pomaga utrzymać porządek podczas rozgrywki.

Co z wyglądem? Czy mi się podoba? Owszem. Ilustracje są estetyczne, eleganckie. Jedynie plansza główna, która jest centrum akcji, wyróżnia się trochę za bardzo na tle pozostałych części – trochę rozmiarem i trochę zbyt, hm.. surowym wyglądem. Poza tym jest ok.

Czas rozgrywki:
Dość spoko, akceptowalny. Choć partia może się też trochę przeciągać – szczególnie przy pierwszych partiach, gdy nie wiemy jeszcze co jest czym i z czym się je, jaką drogę obrać, od czego zacząć. Co bardziej się w danej chwili opłaca, co da więcej punktów… Cóż, możliwości jest mnóstwo.

Żeby Pola Arle nabrały większej płynności i dynamizmu wystarczyło wprawić się w zasadach – owszem, wciąż zdarzały się fragmenty wolniejsze, gdy trzeba było mocniej pogłówkować, ale już nie tak często jak wcześniej.

Klimat:
Trochę. Tylko trochę. Choć w tym optymalizacyjnym euro ciężko o wyraźnie wyczuwalny klimat, ale coś pod tym względem mi się jednak spodobało. Bajery takie jak ładowanie pojazdów towarami, uzupełnianie toru podróży płytkami miejsc z którymi handlowałem, czy hodowanie zwierząt całkiem nieźle koloryzują Pola Arle na tematyczne barwy. Z drugiej strony takich fajności nie ma za wiele. Najczęściej skupiałem się na suchym kalkulowaniu, obracaniu znaczników czy przestawianiu pionków na pola akcji.

Regrywalność:
I dochodzimy do kwestii, z którą mam mały problem. Bo nie zachwyciłem się Polami Arle. Nie elektryzuje mnie mechanika, bo choć ogólnie przemyślana i dobra, niestety nie przyciągnęła na dłużej. Większych emocji nie wzbudziła zabawa w optymalizowanie ruchów, kombinowanie jak wycisnąć możliwie najwięcej punktów na koniec partii. Z tego punktu widzenia regrywalność jest niewielka – kilka partii i dziękuję.

Niemniej jednak jeżeli lubić taki rodzaj gry, Pola Arle oferują miodną, pełną wyborów, bogatą w możliwości rozgrywkę – wniosek: frajda na długo i dużo przyjemności.

Próg wejścia (przystępność):
Znaczny. W pierwszej chwili (a potem jeszcze kolejny raz po zrobieniu sobie znacznej przerwy) poczułem się odrobinę przytłoczony. Jest tutaj mnóstwo do ogarnięcia – wyborów nie brakuje i łatwo się w tym wszystkim pogubić. Instrukcja również do zwięzłych nie należy, więc ponowne jej przeczytanie chwilę mi zajęło. Nie wspomnę już o wykręcaniu wysokich wyników punktowych – do tego przyda się dobre ogranie tytułu.

Negatywna interakcja:
Mała. W grze jest wystarczająca pula różnych dostępnych do podjęcia akcji w każdym Sezonie, by znaleźć miejsce dla swoich robotników. Chyba ani razu nie odczułem, żeby ktoś złośliwie pokrzyżował mi plany – i odwrotnie, żebym ja sam coś takiego zrobił.

Losowość:
Nieznaczna. I myślę, że nie służy to najlepiej Polom Arle. Zbyt mało zmienia się tu podczas przygotowania rozgrywki, a jeśli dodać do tego brak losowości w trakcie partii to w efekcie dostajemy za dużo optymalizacji i pracy na tym samym. Owszem, mając przeciwko sobie rywala, dobrze byłoby reagować na jego zagrania, dostosowywać je do sytuacji… ale w moim odczuciu to wciąż niewiele.

Podsumowanie:

Oczywiście, że doceniam złożoność Pól Arle. To olbrzymia, rozbudowana planszówka, która daje odbiorcy bardzo, bardzo dużo. Z początku rozbudowany mechanizm trochę straszy – dość gęsta instrukcja, masa akcji, sałatka punktowa – by krótko później okazać się grą o dość lekkostrawnych regułach. Co wcale nie oznacza, że Pola Arle są tytułem łatwym.

Przeciwnie – domagają się solidnego móżdżenia i pozostawiają niemało miejsca na szlifowanie, testowanie swojego planu na wygraną. Osiągnięcie porządnych rezultatów punktowych nie jest rzeczą prostą i zapewne zajmie długie godziny zabawy. Piszę zapewne, bo sam blisko wyjątkowo wysokich wyników nie byłem raczej nigdy, nie umiem nawet oszacować czy się o taki otarłem. Ba – ja nawet nie mam zamiaru próbować. Dlaczego? Ano dlatego, że w pewnym momencie doszedłem do wniosku, że Pola Arle to zbyt wymagające dzieło, jak na ilość emocji i ekscytacji jakie we mnie budzi. Nie ciągnie mnie do podjęcia z nim rękawicy ani w wariancie 1 na 1 ani solo, a tym bardziej nie kręci mnie kręcenie wyników, gonienie za rekordami.

Słowem końca zatem: to gra nie dla mnie. Jest nie dość losowa, interakcja z przeciwnikiem jaką oferuje mi nie leży, a mechanika choć dobra, jakoś nie elektryzuje. To taka trochę cicha batalia o punkty, wymiana delikatnych ciosów i robienie malutkich kroczków w kierunku mety. Często trudno na oko ocenić kto wygrywa, często też trudno wybrać najlepszą możliwą akcję, bo różnice między nimi są zwyczajnie małe.

Jednocześnie doskonale rozumiem i zupełnie mnie to nie dziwi, że Pola Arle mogą przekonać do siebie ogromną grupę fanów – bo wyglądają świetnie i mechanicznie daje radę.
Ja niestety do niej nie należę.

Najbardziej lubię (mocna strona):
Ładne wykonanie.

Najmniej lubię (słaba strona):
Mało losowości, zmienności.

Recenzja dokonana dzięki uprzejmości wydawnictwa Games Factory. Dzięki!