I jest! To już najbliższy weekend. Czy warto iść? Teoretycznie głupie pytanie, ale po chwili zastanowienia już nie tak do końca.
Na Festiwalu Gramy goszczę od pierwszej edycji. Ogólny pomysł wydarzenia uznaję za genialny i chylę czoła przed Organizatorami. Wspaniała atmosfera, nagrody, miliardy gier, czyli wszystko to co uraduje Twoje i moje planszówkowe wnętrzności. I generalnie rzecz biorąc nie ma większego znaczenia czy jesteś młody czy stary, początkujący czy zaawansowany i tak po minucie od wejścia na stadion w Gdyni zaczniesz się szeroko uśmiechać. Rozbiegany wzrok oraz napadowe zaburzenia ruchowe to również dość często spotykane symptomy odwiedzających. Objawy tłumaczy niezliczona ilość gier do sprawdzenia, mnogość stoisk sklepowych, turnieje i konkursy.
Mógłbym poświęcić kolejne akapity rozpływając się nad zaletami imprezy, pisać o tym jak jest cudownie i co najbardziej mi się podoba. Po te i inne spostrzeżenia proponuję udać się na stronę: http://www.festiwalgramy.com/site/gallery/. Myślę ze obroni się sama. Ja wolę skupić się na tej szarej stronie, o której przeczytasz zapewne jedynie w komentarzach na Facebooku albo, co gorsza, odczujesz na własnym grzbiecie…
Marudzić rzeczą ludzką:
Czas na sekret. Gdy 16 maja wybije godzina 10:00 najlepszą rzeczą jaką możesz zrobić, to już czekać pod drzwiami Gdynia Arena na ulicy Kazimierza Górskiego 8. Dopóki wydaje Ci się, że dobrym zajęciem na spędzenie ciepłego weekendu jest przyjemna gra ze znajomymi w sztucznym oświetleniu – powinieneś być jak najwcześniej. Moim zdaniem najwygodniejszą pozycją do grania w planszówki jest tryb siedzący wspomagany oparciem. Koniecznie przy twardym stole! Niestety los bywa złośliwy i często już po dwunastej jedynym miejscem do turlnięcia kostką jest zimna podłoga. A i tam może zabraknąć miejsca szybciej niż myślisz.
Sekret numer 2. Bazując na wspomnieniach z poprzedniej imprezy śmiało mogę wysunąć wniosek, że Planszowi to same pazery. Nie wiem jakim cudem, ale jednak, w pewnym momencie zaczyna brakować pudeł. No dobra, zaczyna brakować konkretnych pudeł. Przecież w wypożyczalni jest zwykle ponad 400 odrębnych gier, sporo z nich w zestawie po kilka sztuk. A mi się zawsze chce testować coś, czego akurat nie ma. I w kolejce jest następnych dziesięc osób. Wtedy chwytam cokolwiek innego i… jak dotąd się nie zawiodłem. Horyzonty warto mieć szerokie. I pomimo całej złości jaka rodzi się w moim samolubnym Ja muszę pogodzić się z faktem, że na Targach nie jestem sam.
Piekło pedanta vol. 2:
Dbam o swoje rzeczy. I nie mam tu na myśli jedynie gier. Chodzi o szeroko pojętą własność. Począwszy od zwykłego długopisu, a skończywszy na samochodzie mojego ojca. Gdzieś po środku są też moje planszówki i karcianki. Elementy pakuję w koszulki, laminuję, wciskam w worki strunowe. Część trzymam nawet w dodatkowych pudełkach, by nie uległy uszkodzeniu podczas transportu. I doskonale wiem, że robicie to samo! Dlatego też, kiedy gram to nie jem. Nie patrzę na jedzenie, nie myślę o jedzeniu. Gdyby oddychanie mogło ubrudzić karty to przestałbym oddychać. A potem idę na targi, siadam przy stoliku na środku sali i widzę wokoło jak jedzą wszyscy. I czuję się tak samo, gdy przychodzą znajomi mojej lubej i życzą sobie „coś suchego do pochrupania”. Zęby zgrzytają mi jakbym gryzł piasek, ale muszę im je podać. Właściwie pal licho paluszki. Może zjedzmy razem dobry obiad przyprószony okruszkami z czipsów?
Eh, i na końcu sam sięgam po kanapki. Łamię swoją złotą zasadę. Bo siedzę tam 10 godzin i choćbym nawet chciał, to muszę coś jeść. A od stolika przecież nie odejdę. Brawo, przegrałem.
Garść prawdziwków:
Na koniec chciałbym, już nieco poważniej, zachęcić Was do przyjścia zwracając uwagę na cichych bohaterów Festiwalu. Nie znam ich osobiście, nie wiem skąd się biorą i dlaczego chce im się to robić. Ale w mojej opinii zasługują na olbrzymią pochwałę i dobre ciastko. Na myśli mam Żółte Koszulki. Ludzi dryfujących pomiędzy stolikami i tłumaczących zasady. Tak przyjaznych i chętnych jak Oni próżno ze świecą szukać. W mojej opinii to oni w głównej mierze tworzą w wielkiej mierze wspaniałą atmosferę imprezy. I być może wielu z Was się tego nie spodziewa, ale pośród Żółtych znajdziecie również szacowne damy. Zatem jeśli jesteś Geekiem to już oczami wyobraźni możesz kalkulować swoje szanse ;).
Podsumowując temat nachodzi mnie tylko jedna refleksja. Ja na Targach muszę być. Uczucie natrętnego pociągu nie opuszcza mnie od dnia zakończenia poprzedniej zabawy. Co pół roku przychodzę z nowymi znajomymi i zawsze wracamy zadowoleni. Mimo, że jest Was tam tak dużo. I że jecie swoje paluszki. I zabieracie moje gry. I zajmujecie najlepsze stoliki.