Więcej zdjęć? Dodatkowy wpis znajdziesz tu: Look inside! – Belfort.
Na mojej półce znajduje się już kilka gier strategicznych. Te, które tam są, zapewne zostaną już na zawsze. Dziś w centrum uwagi stawiam Belfort. Dlaczego mam ją u siebie i raczej nie oddam? Zwyczajowo, pod stertą przesadzonego żalu i wątpliwego humoru, ukryłem odpowiedź.
Garść faktów:
Autor: Jay Cormier, Sen-Foong Lim
Polski wydawca: Lacerta
Liczba graczy: (wersja podstawowa) od 2 do 5
Czas gry: 120 minut
Flaki z olejem, czyli how to play:
W Belfort gracze wcielają się w architektów, których zadaniem jest rozbudowa tytułowego miasta – o kształcie pięciokąta. Plansza podzielona jest na pięć sektorów i w każdym z nich budować można specjalne budynki opisane na kartach. Ważne jest tu strategiczne budowanie, bo co kilka tur następuje podliczanie punktów, które dostaje się między innymi za przewagi w danych obszarach. Dodatkowo ważne jest dobre rozlokowanie swoich robotników w fazie planowania – tak by zyskać jak najwięcej korzyści ze swoich budynków jak również zebrać jak najwięcej materiału budowlanego. Kto zrobi to najlepiej, ten oczywiście wygra rozgrywkę.
Ponarzekajmy:
Samotny lider
Gry strategiczne lubię i poświęcam im dość dużo czasu. Bywa, że uda mi się w nie czasami wygrać. Najczęściej gdy jako jedyny przeczytam instrukcję, wtedy mogę pokazać jakim to jestem świetnym zawodnikiem. Zazwyczaj i tak przekłada się to jedynie na minimalną przewagę, ale przynajmniej mogę odtańczyć pląsy zwycięzcy. Od lat czekam jednak na zrządzenie losu, które pozwoli mi odnieść sukces miażdżacy, dystansując rywali o lata świetlne, wyskakując daleko poza tor punktacji. Czekał będę zapewne długo, a w przypadku Belfort mogę przestać i odłożyć temat do worka z napisem „never gonna happen”. Dlaczego? Gra obfituje w mechanizmy, które skutecznie minimalizują szanse na „odjechanie” rywalom. Ograniczona ilość surowców, kart, czy ściąganie podatków świetnie balansuje grę, a w efekcie znacznie ogranicza szanse na ucieczkę przed peletonem. Ktoś może powiedzieć, że to dobrze, bo gra trzyma w napięciu do końca. No cóż, pewnie będzie miał sporo racji…
Tea time
Przewidywany czas gry w Belfort to około 2 godziny. Oczywiście zależnie od liczby graczy długość rozgrywki będzie się zmieniać. Z moich wyliczeń wynika, że cała zabawa może przeciągnąć się na dłużej niż 120 minut. Jeśli przy stole akurat znajdzie się kilku flegmatyków szansa na grę w granicach trzech godzin jest bardzo możliwa. Dlaczego? Bo w Belfort możliwości jest dużo, a podjęcie właściwej decyzji często może pochłonąć wiele minut. Gra wymaga od zawodników ciągłej obserwacji i kontrolowania obszarów, więc tak naprawdę czas mija szybko i jest na czym się skupić. Niemniej jednak przewidzianych 7 tur na rozgrywkę chwilę trwa, a człowiek jeść musi. Zatem ja, moim gościom, na czas Belfort… chowam jedzenie i picie. A herbaty w ogóle nie mam zamiaru kupować. Nie będzie mlaskania przy moim stole.
Love it!
I wanna play a game.
To ciężkie pudło pełne fajnej strategii pogrążone w morzu różnych elementów. Ze strategicznego punktu widzenia gra jest bardzo dobrze zbudowana. Mnóstwo możliwości, składanie kart, zarządzanie robotnikami, mnogość strategii… Mechanizmy działają jak dobrze naoliwiona maszyna, zazębiają się i tworzą zgraną całość. Uwielbiam kombinować i przeliczać jak wydam surowce, co potrzebuję teraz, a co muszę zachować na później. System budowania i przejmowania kontroli na planszy jest fajny i zmusza do myślenia. Jest to jednocześnie – dość wymagające, ale również przyjemne i satysfakcjonujące.
Często toczę pojedynki, a jeszcze częściej dostaję ciężkiej lanie, w składzie dwuosobowym. Jeśli chodzi o Belfort, to na mój stół, do gry jeden na jeden, nie trafia często. I nie jest to spowodowane kiepskim wykonaniem, a raczej brakiem czasu. W mojej opinii gra działa nadzwyczaj dobrze w układzie na dwóch. Pakując na planszę sztucznych przeciwników wprowadza trochę zamieszania na planszy i dodaje grze ciekawych barw. Gracze mają pod kontrolą dodatkowe pionki i realizują dla nich uproszczone akcje. System działa dobrze, nie jest trudny, choć tak jak zaznaczono w instrukcji, dobrze przegrać wcześniej kilka partii w większej grupie.
Drogowskazy
Rewelacyjna robota została wykonano przy projektowaniu fragmentów planszy i reszty elementów. Jeśli o mnie chodzi, to pamięć mam bardziej niż dziurawą i zaglądać do instrukcji muszę regularnie. Gotuję się przy tym zawodowo, bo połowę mojej części blatu mam zajętą przez zeszyt z regułami. Kocham to uczucie, kiedy własnoręcznie rozwalam sobie PRECYZYJNE ułożenie pionków instrukcją tylko po to, żeby po chwili zdać sobie sprawę, że zasady guzik mi tym razem pomogą. Z życia wzięte. Z Belfort nie, bo tutaj wszystko jest super opisane na kartach i planszy. I wiem, że poczucie humoru jest różne, ale teksty są całkiem dowcipnie i zdecydowanie z klimatem. Grafiki też mają się nieźle, dobrze pasują do całości i nieźle podpowiadają co i jak można w grze robić.
Summa summarum:
Kiedy pierwszy raz przeczytałem o Belfort nie byłem zachwycony. Nie planowałem zakupu i na dzień dzisiejszy ciężko mi nawet powiedzieć dlaczego. Z jakiejś dziwnej przyczyny gra nie przyciągnęła mnie do siebie. Może to kwestia tematu, a może przeczytałem nieodpowiednie recenzje. Ale gdy tylko dałem jej mały kredyt zaufania, zdecydowałem się wziąć ją na półkę i nie sądzę bym się jej pozbył. Polubiłem wyzysk gnomów, elfów i krasnali, rozkładanie ich do pracy sprawia mi dużo przyjemności. W kategorii średniej ciężkości gier strategicznych Belfort zdecydowanie daje radę.
Szybkie trzy:
Czy moja dziewucha lubi Belfort?
„Niekoniecznie muszę mieć taktykę, bo grając od tak, nadal z Tobą wygrywam”.
Czy nadaje się dla początkujących?
Pomijając fakt, że moim zdaniem większość gier nadaje się dla początkujących, to Belfort może całkiem nieźle wprowadzić w arkany gier strategicznych. Średnio ciężka, fajna i klimatyczna.
Co wybrać, Belfort czy wydać na ciastka?
Ekhem. Biorę Belfort.
Jednym zdaniem:
Fajna strategia w pięknej oprawie, pełna ciekawych mechanizmów – a wszystko działa dobrze i zmusza do myślenia.