Więcej zdjęć? Dodatkowy wpis znajdziesz tu: Look inside! – Patchwork.
Możecie spokojnie dopisać mnie do fanów planszówek, które tworzone są bezpośrednio do rozgrywki dwuosobowej. Nie ma nic przyjemniejszego niż dobry duel, jeden na jednego. To ukłon w stronę najpopularniejszych gier w historii, szachów, warcabów, a nawet statków. Sam jestem wielkim zwolennikiem zmagań w parze, daje mi to olbrzymią radość, a z punktu widzenia osoby konkurencyjnej, satysfakcję popartą soczystym okładaniem po policzkach. Efektem takowych zmagań zazwyczaj nie jestem specjalnie zaskoczony, bo do porażek przyzwyczaiłem się już dawno. Co nie zmienia faktu, iż duele są świetne. Kiedy pierwszy raz usłyszałem o Patchwork moje odczucia były mocno mieszane. Abstrakcyjny temat traktujący o szyciu… kołdry? Dziwna sprawa, zapewne kolejna gra logiczna, która po kilku „razach” stanie się nudna i przewidywalna. Lecz kiedy trafiła w moje ręce… powiedzmy, że niewiele klocków przewinęło się przez planszę, zanim zmieniłem zdanie. Ale zacznijmy od początku. W kilka minut przetrawiłem instrukcję, namówiłem Najmilszą do zabawy i jest. Siedzimy.
Informacja to podstawa:
Autor: Uwe Rosenberg
Polski wydawca: Rebel
Liczba graczy: 2
Czas gry: 15-30 minut
Szybki how to play:
Zasady są bardzo przejrzyste i zwięźle opisane. Chwytamy garść klocków, które imitują kawałki materiału, rozrzucamy je w okrąg, a na środku układamy tor punktacji. Dekorujemy go odpowiednio małymi skrawkami kołdry, do uzupełniania naszego wyszywanego dzieła, rozdajemy po kilka guzików, które odpowiadają za punkty oraz walutę i możemy zaczynać. Każdy z graczy ma swoją planszę, na której będzie układał klocki, częściowo przypominające te ze starego, poczciwego Tetrisa. Płacić należy guzikami, które otrzymujemy za dobrze uszyty materiał, a które na koniec gry dają dodatkowe punkty zwycięstwa. Kto uszyje bardziej szczelny i kompletny kawał materiału, wygrywa grę. Chwała jest krótka, bo następna partia nadchodzi zazwyczaj bardzo szybko po poprzedniej.
A może tak?
Tetris – urok i czar
Cóż dobrego o grze Patchwork mogę powiedzieć? Do złudzenia kojarzy mi się ze wspomnianym Tetrisem, którego ogrywałem za malucha przez długie godziny. Do znużenia i opadających powiek. Na małej, zupełnie nieoryginalnej konsoli starałem się kontrolować opadające klocki i tak jak wielu mi podobnych, wyczekiwałem na jeden, długi, prosty, który wyczyści pół ekranu szarych pixeli. To, że w dziewięćdziesięciu procentach sytuacji było to zwykle moje niedoczekanie i finalnie raził oko napis Game Over, to już nieco inna sprawa. Bynajmniej nie zniechęcało mnie to do zabawy! Stos zużytych baterii rósł szybko. I odnoszę wrażenie, że gdyby Patchwork był na baterie, to teraz, kompletowałbym worek baterii również z niego. Dlaczego? Sam nie wiem, może dlatego, że to kolorowy i rozbudowany Tetris przełożony na planszę. Nie męczę przy nim oczu, gram z Najmilszą o wątpliwie przyjacielskich intencjach, na stole i kapciach… ciągle w formie planszówki. Czy powinienem porównywać Patchwork do elektronicznych kafelków? Ciężko powiedzieć, choć porównań nie sposób uniknać. Osobiście uważam, że kartonowa wersja przebija pierwowzów… bo naprzeciwko mam żywego rywala. Z którym zawsze mogę pokłócić się i obrazić kiedy tylko mam na to ochotę… 🙂
Na okrągło
Gdy podejmuję tytuł dwuosobowy, najczęściej rozgrywki nie są specjalnie długie, a liczba partii w krótkim czasie dobija do trzycyfrowych wartości. Wiadomo, schemat ten sprawdza się tylko w przypadku gier dobrych i bardzo dobrych. W tej sytuacji „regrywalność” to słowo klucz. Jeśli chodzi Patchwork.. cóż, tych garstka zasad i elementów, formułuje solidny i zgrabny tytuł. Puli kolorowych klocków nie sposób ułożyć w tym samym układzie po raz drugi. Co w miarę oczywiste, na planszy wyszywania też ciężko o jednakowe hafty. Kolorowy miszmasz i niepowtarzalne wzorki to Patchwork w pełnej krasie. Kombinacje można liczyć na kilogramy, fun właściwie też. I tak jak w Tetrisie nie umiem określić, co przyciągało mnie do ekranu, tak i tu nie wiem dlaczego z bananem na gębie składam kafelki. Coś w tym jest. A że cały czas mogę robić to w inny sposób – to spory plus!
Szyj mnie, szyj
Z szyciem mam niewiele wspólnego. Pomimo wieku, pierwszą osobą do której odzywam się o przytwierdzenie oderwanego guzika będzie moja Wredna, a zaraz potem mama. Do tych czynności mam dwie lewe ręce i nie sądzę by kiedykolwiek się to zmieniło. A zresztą – facet, guziki, nitka? Nie po to zapuszczałem brodę. To, że w Patchwork bawię się świetnie można wywnioskować z kilku zdań powyżej. Czym jeszcze wypełniam zbiorniki radości? Świetnie zaprojektowany mechanizm, to hasło którego szukam. System kupowania klocków, pobierania punktów i ruchu na planszy jest zrobiony bardziej niż nieźle. Przybliżę: Pierwszy gracz pobiera jeden z trzech dostępnych aktualnie puzzli, płaci za niego czasem, czyli przesuwa się na torze czasu, oraz guzikami. Natomiast drugi pseudo-szyjący będzie wykonywał swoją turę tak długo, jak długo nie wyprzedzi pierwszego, czyli nie zapełni powstałej luki zużytego czasu. Co to oznacza? Ano nic innego jak identyczne możliwości dla każdego gracza, choć nie w tym samej kolejności. Ergo – wrażenia niesprawiedliwości i losowego rozłożenia kafelków raczej nie ma. Liczy się zmysł taktyczny, przewidywanie przyprawione przedsiębiorczą smykałką. Jak dla mnie – bomba!
A może nie?
W Patchwork grało i gra mi się bardzo dobrze. Nie widzę w nim wielu minusów. Jeśli już jakiś mi przeszkadza, to zapewne przestrzeń jaką zajmuje. Niech nie zwiedzie Was małe pudełko, o formacie przeciętnego dodatku do przeciętnej podstawki. Gdy rozłożyć kafle, guziki i plansze, to nagle okazuje się, że blat czy kołdra waszego łoża, pełne są elementów. Raczej trudno będzie pograć w nią w podróży lub na nierównej powierzchni. Nie znaczy to wcale, że nie nada się na wakacyjne wycieczki. Jeśli ktoś bardzo chce się przyczepic – to również ułożenie okręgu czy elipsy, zgodnie z instrukcją, może być trudne na małym stoliku. W miarę upływu rozgrywki objętość gry się zmniejszy, ale na start – jak mawiają kobiety, wielkość (blatu) ma znaczenie.
Z rzeczy uciążliwych, a jednocześnie naciąganych… klimat i tematyka. Pod tym względem Patchwork to gra abstrakcyjna. Wydaje mi się, że wielu potencjalnych odbiorców może niepotrzebnie zniechęcać fakt, iż w teorii chodzi o „szycie” kawałka kołdry. Nie brzmi to specjalnie ekscytująco. Zatem jeśli szukacie klimatu i wstawek fabularnych , jak w Warhammerze czy choćby nawiązań do lokalizacji geograficznej – jak w Race for the Galaxy… nie wróżę tu żadnych rewelacji. Kierując się pozorami szybko okaże się, że większa część płci brzydkiej raczej nie odnajdzie się w imitowanej zabawie igłą i nitką. Z drugiej strony wygospodarujcie dwa gramy wyrozumiałości i odpowiednie nastawienie, a Patchwork wyszyje Wam świetną mechanicznie zabawę co długie godziny.
A w sumie…
Na zakończenie należy rozliczyć się kilkoma krótkimi słowami podsumowania. Na mojej półce Patchwork ma już swoje miejsce i kurzu raczej zbierał nie będzie. Jako, że dostarcza solidną porcję rozrywki, w krótkim czasie i przyjemnej formie, będzie używany często i z przyjemnością. To świetna gra, dla dwóch osób, z pewnością jedna z najlepszych w jakie grałem. Jej koszt, choć każdy widzi go przez inne okulary, jest relatywnie niski. Co za tym idzie, możecie dać go w prezencie dowolnemu mężczyźnie… Co więcej, kompaktowe wymiary po spakowaniu, idealnie kwalifikują Patchwork do zabrania w dalszą wycieczkę. Wszystko razem czyni ją…
Jednym zdaniem:
Baaardzo dobrą grą do pojedynków jeden na jeden, o dużej regrywalności, abstrakcyjnym temacie i pięknym wykonaniu.