A tymczasem czas na… Elizjum!

Uwaga, ważne. Materiał reklamowy – egzemplarz gry otrzymałem bezzwrotnie od wydawnictwa Rebel.

Więcej zdjęć? Dodatkowy wpis znajdziesz tu: Look inside! – Elizjum.

Do Elizjum zasiadłem z większym entuzjazmem niż zwykle. Głównie dlatego, że jestem wielkim fanem 7 Cudów Świata, do których gra rzekomo jest bardzo podobna. I nie ukrywam, iż uwielbiam karcianki, dobre grafiki i naczytałem się o niej mnóstwa zapowiedzi. W pakiecie do zabawy zbiegło mi się niedzielne ucztowanie z rodziną… więc zrobiłem co mogłem najlepsze – postanowiłem z nimi zagrać. Dzień przed, chwyciłem instrukcję, szybkie trzydzieści minut i temat załatwiony. Reguły proste, a nawet bardzo proste. W końcu siadamy przy stole i…

Informacji czar:

Autorzy: Matthew Dunstan, Brett J. Gilbert
Polski wydawca: Rebel
Liczba graczy: 2-4
Czas gry: 60 minut

How to play:

Mechanizm Elizjum opiera się na dobrym zarządzaniu kartami. Z kompletu ośmiu talii rodzin, przed rozgrywką, wybieramy pięć i komponujemy zestaw na całą grę. Do tego dokładamy kopiec znaczników monet, punktów zwycięstwa, kafli misji i pionków – totemów. Jeśli w grze biorą udział niektóre z rodzin, to dobieramy jeszcze ekstra pakiet znaczników. Zabawa trwa pięć tur w trakcie których zawodnicy będą dobierać karty, w pewnym sensie „płacąc” za nie kolorowymi totemami. Na kartach i misjach znajdują się odpowiadające im znaki. Mamy ich cztery – niebieski, czerwony, zielony i żółty. W trakcie jednej tury gracz będzie mógł kupić trzy karty oraz jeden kafel misji. Po wybraniu danego elementu, odrzuca jeden z totemów, niekoniecznie w danym kolorze – i tak aż do wyczerpania drewienek. Ważne: trzeba bardzo dobrze zarządzać posiadanymi znacznikami i kontrolować karty oraz misje. Nie raz i nie dwa, może zdarzyć się, że staniemy w obliczu sytuacji bez wyjścia – wtedy pozostaje nam wziąć mniej przydatne prostokąty lub pechowo przegrać misję.

Oczywiście kolejność kupowania kart i ich rodzaj nie jest bez znaczenia. Cały bajer w tym, by dobierać te, które pasują do naszych układów. A układy.. buduje się podobnie jak w popularnym Remiku. Czyli składając zestawy o tych samych wartościach, lecz różnych rodzinach, bądź identycznych rodzinach, o różnej wartości. Gdyby tego było mało… karty mają specjalne umiejętności, których można używać w trakcie rozgrywki, a które mocno komplikują podjęcie decyzji – co kupić i kiedy podpiąć do zestawu.

Cel gry? Zdobyć jak najwięcej punktów!

Elizjum24

Zalety, zalety, zalety…

Mechanika, kombinacje, taktyki…

Gdzieś tam po drodze obiło mi się o uszy, że Elizjum jest podobne do 7 Cudów Świata, tyle że o większym poziomie trudności. I jest on skomplikowany… nawet bardzo. Czy gry są podobne? Chyba nie.. co ja tam mogę wiedzieć, ale bliski jest im raczej tylko temat i śladowe elementy mechaniki.

Z drugiej strony, to co może je do siebie zbliżać to pewnie fakt, iż są równie wciągające. Elizjum, o czym już wspomniałem, czerpie mocno z Remika, głównie pod względem składania zestawów kart. Nigdy wcześniej w Remika nie grałem i gdyby nie młodsi wyglądem i metryką gracze.. pewnie byłbym zachwycony innowacyjnością. A tak, gdy zdradzili mi sekret, pozostaje mi tylko cieszyć się z bardzo dobrze wykorzystanego systemu.

Jak wcześniej wspomniałem, karty które gracze pobierają co turę, uzależnione są od kolorów i totemów. Te cztery kolorowe znaczki wrzucone na karty, prostym zabiegiem zapewniają ekstremalnie wielkie pole do popisu. Można dosłownie usiąść i sparaliżować rozgrywkę myśląc nad kombinacjami. Co zrobię ja, co zrobią te podłe kreatury po bokach. Którą kartę wziąć teraz, a na którą mogę zaczekać. A może skupić się na misji i wybrać tę, dzięki której dostanę najwięcej kasy i będę mógł podpiąć kilka kart więcej do zestawów. Szczególnie w układach trzech i czteroosobowych, kiedy na stół co turę trafia 13 kartoników + 4 misje, niemal widać ulatujące z czupryny strzępki strategii. To główkowanie jest dobre i niezwykle przyjemne…

Reg…ry…wal…ność!

Główny deck do jednej partii składa się z pięciu talii. Ogólnie dostępnych jest aż osiem, a każda z nich cechuje się czymś innym. Jedne dają więcej kasy, inne trochę punktów zwycięstwa, kolejne pozwalają solidnie dowalić rywalom, itd. Oczywiście dobierać można je dowolnie, wedle wyimaginowanych potrzeb i kaprysów. Ja nie miałem niestety odwagi, by odstąpić od instrukcji, więc stosowałem pakiety proponowane na jej stronach. Fajnie, że ktoś tam u góry zadbał o to, by w regułach podać kilka proponowanych „setów”, w zależności od upodobań grających. Na przykład dla tych, którzy lubią pokłócić się przy stole dociskając sobie w negatywnej interakcji, czy też dla innych, fanatyków składania tzw silniczków do zarabiania punktów. Opcji jest sporo, a tak naprawdę jeszcze więcej, bo tylko od nas zależy które decki wybierzemy do naszej rozgrywki. Co więcej! Jeśli całkiem nieźle umiesz tasować karty, to jest spora szansa na to, że w tym życiu nigdy nie spotkasz już takiego samego układu. I nie żebym próbował to sprawdzać…

Skalować, skala, skalowalność, skalowanie

Skalowalność ma dla mnie spore znaczenie, ponieważ często sparuję w duecie. Szanowna Zgryźliwa lubi solidnie powybrzydzać, toteż często lękam się podsunąć jej nowy tytuł. I w tym przypadku miałem pewne obawy, bo gra wydawała mi się trudna. Głównie ze względu na spore możliwości taktyczne. Jak to często bywa, myliłem się i bardzo szybko ograliśmy Elizjum we dwójkę. Wyszło genialnie! Trochę łatwiej przewidzieć ruchy przeciwnika, zawęża się pole manewru, bo dobieramy nieco mniej do ręki, ale dzięki temu rozgrywka zyskuje na dynamice. Spokojnie udało nam się zejść poniżej przewidywanej „godziny”. Standardowo przegrałem, więc Elizjum zyskało w oczach panienki i poszybowało w ocenie bardzo wysoko. Kiedy powiedziałem, że w zanadrzu mam jeszcze trzy dodatkowe talie, z oceny dobrej przeskoczyliśmy na świetną. I szczerze mówiąc, pomimo porażki, z mojego punktu widzenia ocena ta, jest jeszcze wyższa.

Elizjum23

Patrz, jak pięknie wyglądasz!

Zanim w moje ręce wpadło Elizjum, średnio pamiętałem jak właściwie wygląda. Pomimo tony newsów mój umysł nie odnotował jak gra się prezentuje. Toteż kiedy otworzyłem pudło, dało się słyszeć typowe ochy i achy. Bez zbędnego ubarwiania – wypraska jest super. Pozwala posortować karty rodzin, oddzielić żetony i kafle, oraz pozostałe elementy planszy. Wszystko świetnie pasuje i nie fruwa porozrzucane w kartonie. A dla duszy pedanta… to jak dobrze skrojony garnitur.

O grafikach też wiele mówił nie będę. Najlepiej ocenić je własnym okiem. Dla mnie – bomba. Estetyczne, kolorowe… i choć nie zwykłem przyglądać się obrazkom w trakcie gry, tu czasami robię wyjątki. Co do pudełka także nie mam zarzutów. Może mogłoby być z nieco twardszego kartonu… ale stojąc na półce, wygląda pięknie. Na stole zresztą też.

Wady, wady, wady…

To samo! Ciągle to samo!

Tu miałem drobny dylemat. Wada to nijaka, raczej przyczepiam się – bo tak. Jednak skoro ten drobiazg zapadł w pamięć nie tylko mi, lecz także pozostałym kompanom, postanowiłem grzecznie go odnotować.

Zatem – powtarzalność. Choć kart w pudle jest sporo, bo w końcu aż osiem zestawów, to jednak pojawiają się na nich typy akcji powtarzalne dla każdego kompletu. Nie ma ich wcale dużo i są tylko małym skróceniem różnorodności. Specjalnie nie naruszają mechanizmu, pewnie tylko trochę go upraszczając. Czy to dobrze? Nie jestem w stanie powiedzieć. Ja chętnie pobawiłbym się większą liczbą akcji. Z przyjemnością powitałbym nowe kombinacje, a nie przebierał w wielu podobnych. Momentami złośliwa losowość podrzucała na stół połowę kart o podobnych właściwościach i.. trzeba było ich użyć. Oczywiście – akcje specjalne są, jakie są i można ułożyć z nich niezłe combosy, ale gdyby było ich ciut więcej…

Elizjum16

Schody tu, progi tam

Podejmując Elizjum za pierwszym razem, zderzyłem się z ciężką rzeczywistością. To, że sam dobrze rozumiem zasady, nie oznacza wcale, że będą rozumieli je inni. Z reguły, jestem dość dobrym tłumaczem, jednak tym razem zawiodłem. Początkowe tury szły bardzo topornie, głównie ze względu na liczbę możliwości, ilość opisów  wraz z ikonami skrótów… i niejasną instrukcję. Suma wątpliwości i ciągłego narzekania zwaliła się na mnie ekspresowo. Do tego stopnia, że bałem się, iż nie ukończymy rozgrywki! Na szczęście gra szybko obroniła się sama. Przejrzeliśmy zasady wspólnie, mała burza mózgów, niecenzuralne okrzyki i.. gramy dalej. Z tury na turę Elizjum działało sprawniej i lepiej. Znając reguły, odniosłem wspaniały sukces, niestety okupiony grobową ciszą. Wnioski? Instrukcja sprawia wrażenie przejrzystej, jednak kilka małych niedopowiedzeń udało mi się w niej zlokalizować. Dodając do tego dość wysoki próg wejścia, nie jestem pewien czy gra nadaje się dla zupełnie początkujących. Znajomość kart, dobra pamięć i przegląd pola bardzo się tu przydają. Odniosłem wrażenie, że bardziej obeznani gracze będą górować nad młokosami, bez większych trudności.

Misz-masz:

Losowość i interakcja

Te dwie cechy to temat odrębny i nie wiem jak dobrze je sklasyfikować. Jak na karciankę o remikopodobnych właściwościach – interakcja jest na bardzo dobrym poziomie. Podbieranie kart, blokowanie, komplikowanie życia pokaźną liczbą akcji – działa świetnie. Jeśli dodać do zabawy odpowiednie talie rodzin to sposobności dla złośliwych nie zabraknie. Tak na dobrą sprawę, dość subtelnie, ale jednak bez ustanku, ciągle, możemy ingerować w grę rywali. Wydaje mi się to świetnym rozwiązaniem. Jak wielką satysfakcję przynosi zablokowanie znajomka w połowie tury… o tym niestety nie wiem za wiele. Z punktu widzenia „celu” nie było to specjalnie zabawne :). I tu pojawia się druga strona medalu – losowość, która potrafi popsuć nawet najbardziej misterny plan. Radości nie ma końca, gdy oczekując na pasujące karty, nie dostaniemy ich wcale, bądź ktoś sprzątnie je prędko sprzed nosa. Jednak w Elizjum los płata figle rzadko, głównie ze względu na to, że większą część talii i tak w trakcie gry przejrzymy. Natomiast dobre planowanie potrafi nieźle wziąć w ryzy uporczywą losowość.

Elizjum22

Podsumowując, podsumowuję:

W krótkim czasie ograłem Elizjum bardziej niż dobrze. Nadal nie mam dość. To jedna z tych gier, do których z przyjemnością siadam po więcej i więcej. Składanie setów, planowanie, przewidywanie, mnogość strategii i dróg do zwycięstwa sprawia mi wiele satysfakcji. Odnośnie minusów nasuwa mi się tylko jedno stwierdzenie: na bezrybiu i rak ryba. Coś tam w trawie piszczy, ale właściwie wielkiego wpływu na planszówkę nie ma. Aż dziwne, jak wiele dobrej zabawy mieści się w starych i znanych mechanizmach. Na dobrą sprawę najlepiej o grze świadczy szybko zmieniające się zdanie Najmilszej. Na początku stanowcze „nigdy więcej”, później krótkie „no takie trochę lepsze, chociaż wolę 7 Cudów”, a dziś „ej, dobra, gramy, dodaj nowe karty!”.

Jednym zdaniem:

Dla poszukujących dobrej, szybkiej strategii, z mnóstwem możliwości i dróg zwycięstwa, wymagającej średniego zaangażowania w poznanie tytułu… strzał w dziesiątkę!

Recenzja dokonana dzięki uprzejmości wydawnictwa Rebel. Dzięki!

REBEL-web

Mahalo.

 Pamiętaj, zostawiając lajka łechtasz ego autora tekstu i zdjęć.