Uwaga, ważne. Materiał reklamowy – egzemplarz gry otrzymałem bezzwrotnie od wydawnictwa Rebel.
Więcej zdjęć? Dodatkowy wpis znajdziesz tu: Look inside! – Jamaica!
-Ahoj szczury lądowe!! Lewo na burt, prawo na sztorc! Czuj bryzę piracka szumowino! Ahoj, ahoj! Żagle na maszt i suniemy po falach, a hyżo załoga!
-Odłóż spryskiwacz do kwiatów ojciec… Przestań tym chlapać, bo grę pomoczysz.
-Czujesz zapach prochu wymoczku?! CZUJESZ!? WIĘCEJ WĘZŁÓW! ROZBUJAJ TĄ KARAWANĘ PANIE MAJTEK!
-Ojciec sam jesteś karawana. Błagam, bo matka znowu zabierze nam planszówki…
Ahh… Jamaica. Karton stylizowany na skrzynię skarbów skrywa wypchaną po brzegi wypraskę i instrukcję imitującą zwały monet czekające na głodne złota łapy. Tytuł to zaiste o charakterze rodzinnym co sugeruje już na pierwszy rzut oka kolorowe pudełko i lekko komiksowe, w stylu animowanych bajek, grafiki. Czy Jamaica to gra dobra, czy może zupełnie odwrotnie i jak surfuje się po drukowanych wodach w asyście plastikowych statków – o tym moje myśli zebrane w formie niniejszego materiału.
Info:
Autorzy: Bruno Cathala, Malcolm Braff, Sébastien Pauchon
Polski wydawca: Rebel
Liczba graczy: 2-6
Czas gry: ~30-45 minut
Jamaica to gra wyścigowa, opowiadająca o pirackich regatach wokół niewielkiej wyspy gdzieś pośród egzotycznych wód Morza Karaibskiego. Każdy z graczy wciela się w kapitana małego, kolorowego pionka podobnego do korsarskiej łajby, by móc posurfować po morskich falach w kierunku mety. Co ważne, po drodze przydałoby się zgarnąć maksymalnie dużo drogocennego łupu, bo ten będzie liczył się do końcowej punktacji. Każdy zawodnik tych mokrych zawodów otrzymuje talię kart z podobiznami wybranego pirata, kafel ładowni i trochę kasy wraz z prowiantem na start. Następnie dobiera początkową rękę, stawia swoją figurkę na wyjściowej pozycji i… można zaczynać wyścig.
Psyt..! Nie zapomnijcie przygotować sobie jeszcze planszy, żetonów i innych takich.
W swojej turze wykonujemy następujące czynności: Kapitan, czyli pierwszy gracz, rzuca dwiema kostkami (to standardowe sześciany z wartościami od 1 do 6) i układa je na polach akcji – dziennej i nocnej. Następnie wszyscy 'rajdowcy’ wybierają po jednej karcie spośród tych, które mają aktualnie na ręce i kładą przed sobą rewersem ku górze. Kolejno począwszy od kapitana zaczynamy rozpatrywanie wybranych kart. Znajdują się na nich ikonki odpowiadające dwóm wspomnianym wcześniej akcjom. Każdy gracz rozgrywa obie, z wartością taką jak na wyrzuconych kostkach, po czym tura przechodzi na następną osobę.
A na cóż można sobie pozwolić dzięki akcjom? Dobierać surowce, proch do armat, kasę lub wreszcie poruszać się w przód bądź… w tył.
O czym jeszcze warto pamiętać? Istotna wydaje się kwestia opłaty za ruch. Żeby dryfowanie nie okazało się zbyt proste, nałożono na nie odpowiednią opłatę. W zależności od pola na jakim zakończymy pływ, będziemy musieli zapłacić określoną na nim ilość zasobów. Oddajemy prowiant bądź złoto, ewentualnie zupełnie nic, ale to raczej rzadkość. Gdyby zdarzyło się, iż brakuje nam danego ładunku już po wykonaniu ruchu, musimy oddać ile możemy, a następnie cofnąć się do najbliższego miejsca na które nas 'stać’.
I tak z grubsza wygląda rozgrywka, poruszamy się i zapełniamy ładownie biorąc pod uwagę rzuty kostkami oraz akcje na kartach. Gdzieś w międzyczasie towarzyszyć nam mogą bitwy z innymi uczestnikami zawodów czy też wizyty w pirackich kryjówkach z ukrytym skarbem. I to mniej więcej wszystko jeśli chodzi o przebieg Jamajki. Ahoj!
O mechanice i wykonaniu… Cała na przód!
Jamaica to gra familijna o czym świadczy nie tylko wygląd, ale również łatwe i przejrzyste reguły. To planszówka z kategorii lekkich, o niskim stopniu skomplikowania – w sam raz do rodzinnych potyczek bądź na luźną, niezobowiązującą partyjkę. Sądzę, że jest to również świetny tytuł do zabawy w gronie najmłodszych. Próg wejścia jest tu raczej znikomy, a zasady klarowne i bardzo przystępne. Rozpiętość wiekowa potencjalnych odbiorców wydaje się wyjątkowo szeroka. Z drugiej strony nie znaczy to wcale, że planszowe wygi, prawdziwi wyjadacze, zaawansowana część społeczności nie ma tu czego szukać. Wręcz przeciwnie, szczególnie w układach powyżej dwóch czy trzech osób, tytuł oferuje sporo, a zmagania mogą być bardzo ciekawe i wciągające. Może nie do końca dynamiczne, ale interesujące i z miejscem na taktykę i niezłą rywalizację.
W kwestii mechaniki dobrą robotę odwalają karty oraz podział na akcje dnia i nocy. Choć na dobrą sprawę nie ma ich zbyt wiele (raptem pięć) to w połączeniu z kostkami i opłatami za ruch okazuje się, że kombinacji jest całe mnóstwo. Co zrobić pierwsze, a co drugie? Jak daleko chciałbym odpłynąć w tym ruchu? Czy potrzebuję więcej prowiantu, a może lepiej zacząć zbierać złoto? A jeśli za chwilę ktoś wpadnie na bystry pomysł przywalenia mi z armaty i stracę część ładunku? Może lepiej cofnąć się o kilka pól do tyłu albo zostać w miejscu i nazbierać towaru? Tych i innych opcji jest od metra, więc da się nieźle pogłówkować. Co prawda raczej niezbyt długofalowo, ponieważ mamy tu trochę losowości dzięki kościom i kartom. Raczej częściej przyjdzie nam reagować na wydarzenia na bieżąco i elastycznie dostosowywać się do sytuacji niż planować na kilka tur do przodu. Jednocześnie ciężko tu o długie przestoje i paraliż decyzyjny – i dobrze, koniec końców przecież trwają regaty, trzeba gnać szybko, z krótką tylko przerwą na oddech.
I wracając jeszcze do wykończenia. Krótkie łaaał powinno odpowiednio podsumować całokształt. Począwszy od pudełka, a skończywszy na każdej pojedynczej karcie – Jamaica wygląda obłędnie. Ok, gusta są różne, ale zarówno na Najmilszej, reszcie współgraczy oraz na mnie gra wywarła bardzo silne wrażenie. Już nawet zapominając o grafikach i materiałach z jakich zrobiono komponenty, sam karton imitujący skrzynkę, wypraska trzymająca wszystko w ryzach czy instrukcja udająca dublony i jednocześnie mapę… takie drobne smaczki dodają wielkiego plusa do wykonania Jamajki. No cóż, całość prezentuje się po prostu super.
O klimatu obecności
Zwykle, gdy sięgam po tytuł w którym przyjdzie mi się ścigać, nachodzą mnie obawy, czy aby na pewno będzie miało to sens. Czy będę tylko turlał kostką i przestawiał pionki nudno okrążając planszę, czy czeka mnie coś bardziej ekscytującego? W Jamajce owszem, zastosowano prosty system 'rzuć i przesuń swój statek’, ale sprytnie podkolorowano go dodatkowymi zasadami. Teraz zwykła rundka wokół wyspy nabiera rumieńców, nie jest nudna i co najważniejsze – ma sporo sensu. Już tłumaczę dlaczego. Pozycja jaką zajmiemy na koniec rejsu ma znaczenie, bo daje punkty. I daje ich na tyle dużo, by nie ignorować tego, na jakiej pozycji skończymy regaty. Z kolei skarby jakie zgarniamy z kryjówek piratów również dają PZty, zarówno na plus jak i minus – sprytne, przecież skrzynki faktycznie mogą być przeklęte. Opłaty za ruch? W portach płacimy złotem, bo przecież za postój w marinie rzeczywiście wypada uiścić opłatę, a na otwartym morzu pochłaniamy prowiant, bo załoga coś przecież jeść musi. Jest w tym wszystkim również trochę nieścisłości, ale ostatecznie sporo da się wytłumaczyć i dopasować do tematyki korsarskiego rzemiosła. Wespół z grafikami i świetnym wydaniem całość prawdziwie wpasowuje się w wybrany klimat. No.. i czy czuć tu presję współzawodnictwa? Trochę, bo choć niekoniecznie trzeba na metę wpaść pierwszym, to jednak pozycja w czołówce zdaje się być bardzo istotna. No i w końcu ktoś musi przebyć cały tor, by regaty zostały zakończone.
No nie bardzo…
W Jamaice funkcjonują dwa tryby rozgrywki – dla dwójki i dla trzech lub więcej graczy. Jeśli chodzi o zasady to różnią się od siebie właściwie nieznacznie… choć na tyle, by napisać niniejszy akapit. Zatem do rzeczy – zabawa w parze wymaga dołożenia dodatkowej łajby (w instrukcji nazywanej statkiem widmo) i sterowania nią przez kapitana wedle określonych wytycznych. Łódź pływa wśród graczy i ma za zadanie utrudniać im wyścig. Co ciekawe, nazwa całkiem nieźle oddaje jej czarny charakter, bo widmo przewozi w ładowniach jedynie dublony i ma nieco silniejsze armaty (+2 do ataku). System zapełnia lukę spowodowaną brakiem większej liczby żywych graczy i radzi sobie nawet poprawnie.
Osobiście uczucia do układu dla dwójki mam jednak mieszane. Z jednej strony działa dość sprawnie, z drugiej o wiele lepiej bawiłem się w liczniejszym gronie. Wydaje mi się, że dobrze iż mechanizm dla pary jest i hula, aczkolwiek chętniej zasiądę do Jamajki w gęstszym towarzystwie. To jednak zupełnie inny rodzaj emocji i fun’u, niż poruszanie na zmianę dodatkowym korsarzem.
Co by tu jeszcze… losowość i mapa.
Losowość, jak na tą kategorię gry, nie wydaje mi się bardzo znacząca. Owszem, rzucamy kostką przed wykonywaniem akcji oraz podczas bitwy. Owszem, dobieramy losowe karty oraz skarby. Szczęście może mieć wpływ na partię, czasami bywa, że pokrzyżuje nasze plany. Niemniej jednak Jamaica to gra lekka, rodzinna i pewien aspekt losowości potrafię w niej tolerować. Zważywszy na jej charakter podchodzę do tego z dystansem i godze się na ten mały, potencjalny negatyw zabawy. Może być, że dla niektórych będzie to gorzka pigułka nie do przełknięcia choć wydaje mi się, że raczej dla znikomej mniejszości.
Ah.. i ta mapa. Znaczy instrukcja. Znaczy sporej wielkości kartka złożona kilka razy… jest ładna i fajnie zaprojektowana, ale miałem z nią sporo problemów, bo… okazała się nieporęczna. Zdecydowanie bardziej wolę zwykłe, proste zeszyty z regułami. Taka duża, rozkładana, była dla mnie zwyczajnie ciężka w obsłudze.
No i meta:
Podoba mi się Jamaica i bardzo ją lubię. Zarówno ze względów estetycznych jak i mechaniki. Prostota ubrana w fajne i przejrzyste zasady. Wystarczająco wyborów, trochę przyjemnej i delikatnej strategii, dobra rozgrywka w pirackich klimatach. Jak na tytuł familijny sprawdza się lepiej niż dobrze, a jej niewielkie minusy nie przysłaniają mi niezwykłej frajdy jaką sobą oferuje. Chętnie sięgnę w wolnej chwili i to nie tylko przy rodzinnym stole, ale również ze znajomymi – tymi bardziej zaawansowanymi jak i o niskim stopniu wtajemniczenia.
Jednym zdaniem:
Fajna, lekka i klimatyczna gra o pirackich wyścigach, z ciekawą mechaniką, taką sobie losowością i ogólnie klawym przebiegu rozgrywki (raczej ciekawszym na większą liczbę graczy).
Recenzja dokonana dzięki uprzejmości wydawnictwa Rebel. Dzięki!
Pamiętaj, zostawiając lajka łechtasz ego autora tekstu i zdjęć.