Przedziwne sytuacje, ponure sytuacje… recenzja gry Gloom!

Uwaga, ważne. Materiał reklamowy – egzemplarz gry otrzymałem bezzwrotnie od wydawnictwa Black Monk Games.

Ciemno tutaj… i jakby ponuro. Karty jakieś takie nietypowe, żart ciut smutny. Na pierwszy rzut oka dziwaczne to wszystko. Na drugi też. Dopiero później trochę się śmiechło ;]. Gloom.

Info:

Autor: Keith Baker
Polski wydawca: Black Monk Games
Liczba graczy: 2-5
Czas gry: ~60 minut?

W skrócie i ogółem – o zasadach:

Podczas rozgrywki w Gloom’a gracze obejmą kontrolę nad jedną z rodzin, spośród których każda składa się z kilku…eee postaci? Na początku wszystkie będą w nastroju neutralnym – ani zadowoleni, ani smutni – na zero, bez modyfikatorów. W miarę postępu rozgrywki będziemy zmieniać ich samopoczucie zwiększając, zmniejszając, a czasami na powrót zerując wartości podane na kartach. Ze względu na to, iż te są przezroczyste, w trakcie partii będzie można układać je jedna na drugą, zakrywając niektóre parametry czy efekty. Ważne jest to, że tylko odsłonięte symbole i tekst są brane pod uwagę.

Kolejna istotna sprawa to możliwość zagrania na postać karty nagłej śmierci. Gdy już to zrobimy, ta odpada z gry i zapewnia nam punkty na koniec.

I po co to wszystko? By zgarnąć jak najwięcej punktów i wygrać. Im więcej ujemnych zgromadzimy, tym więcej PZ na koniec rozgrywki.

Aha. Jeszcze jedno – w Gloomie można pozwolić sobie na opowieści. Na snucie historii, które ubarwią rozgrywkę. Jeśli ktoś lubi – to będzie miał spore pole do popisu.

Po więcej odsyłam do instrukcji :).

Wrażenia, refleksje, szczegóły:

Wykonanie:
W pewnym sensie wyjątkowe. Niewiele kojarzę gier, jeśli w ogóle jakieś…, w których wykorzystano karty tego rodzaju. Ich specyficzny wygląd bardzo mi się podoba, to coś nowego, coś charakterystycznego. Bajer.

Ilustracje są niczego sobie, dają radę i myślę, że mogą się podobać. Do opisów i symboli nie mam zastrzeżeń – plus za zrozumiałość, zwięzłość i przejrzystość.

Niestety jest w wykonaniu Gloom’a także coś co mi się nie podoba. Co? Raczej niska odporność kart na przetarcia/zadrapania. A gdy trochę ich poużywać i zarysować, to nie prezentują się już tak fajnie jak na początku. Cóż, taki urok.

Czas rozgrywki:
Średnio długi. Wiele zależy od stylu gry i tego na co pozwolą karty. Czasami rozgrywka może przyspieszać, czasami mocno zwolnić. Powodem przeciągających się partii często bywa element storytellingu, czyli długiego gadulstwa i śmiechu przy okazji zagrywania kart. No i ewentualnie losowość, ale to chyba raczej w niewielkim stopniu.

Klimat:
Gloom tonie w czarnym humorze. Właściwie to całkiem nieźle widać to już po pudełku. Bywa tu śmiesznie – szczególnie podczas dopowiadania historyjek o tym co przydarzyło się bohaterom. To mocna strona tego tytułu, która buduje solidny, czasami groteskowy klimat. Myślę, że trzeba coś takiego lubić i mieć dystans do tekstów które można tu znaleźć. Ja tam na Gloom’ową tematykę nie mam zamiaru narzekać – to jego znak rozpoznawczy.

Regrywalność:
Dość spora losowość związana z dociąganiem kart wraz ze storytelling’iem wpływa na regrywalność i wynosi ją na wysoki poziom. Gdy wczuć się w rozgrywkę i skupić na opowieściach czy choćby krótkich uzasadnieniach tego co robimy, prosta mechanika w zupełności wystarcza, by dobrze się z Gloom’em bawić.

Próg wejścia (przystępność):
Bardzo niski. Instrukcja jest krótka i nie sprawiła mi trudności podczas czytania. Zasady nie przytłaczają, a gra nie wydaje się bardzo wymagająca. Choć czas potrzebny na rozegranie pojedynczej partii nie do końca na to wskazuje, jest to po prostu lekka, nieskomplikowana karcianka.

Negatywna interakcja:
Nie brakuje. Dość często zdarzało się, że korzystaliśmy z możliwości dokładania kart nie tylko do swoich członków rodziny, ale również rywalom. To nie tylko okazja do wygłoszenia kilku słów zabawnej bajeczki, ale i szansa na namieszanie w szykach sąsiada i przechylenie korzyści na naszą stronę.

Losowość:
Sporo – co wcale nie dziwi, bo w trakcie gry dobieramy z jednej wspólnej talii. Niemniej jednak zróżnicowanie kart jest na tyle duże, że jakoś nie za bardzo mi to przeszkadza. Co prawda czasami odnosiłem wrażenie, że niektóre zdolności są na tle pozostałych zdecydowanie zbyt mocne, więc dociągnięte i zagrane w odpowiedniej chwili mogą zapewnić znaczną przewagę… ale ostatecznie jakoś rozchodzi się to po kościach, bo trafiałem na takie karty niejednokrotnie. Ostatecznie, i to też z uwagi na rodzaj gry, losowość oceniam poprawnie.

Podsumowanie:

Nietypowy design i nietypowa tematyka wyróżniają Gloom’a. Byłem go ciekaw, bo intrygował, bo jest 'inny’. Dziś, gdy znam grę trochę lepiej, mogę powiedzieć, że to całkiem fajna karcianka. Gdy wczuć się w klimat, zaangażować w rozgrywkę i gawędzić o czarnych scenariuszach delikatnie tylko przeplatanych przebłyskami pozytywnych wydarzeń, Gloom zyskuje. Bardzo. Z drugiej strony nawet krótkie, pojedyncze zdania fabularnego wyjaśnienia mogą okazać się wystarczające, by chwilę się pośmiać i mieć frajdę z zabawy.

Ale jest i druga strona medalu – nie każda osoba, z którą grałem była do Gloom’a pozytywnie nastawiona. Uprzedzenia do historyjek związanych z przykrymi doświadczeniami czy śmiercią nie muszą się każdemu podobać. To zrozumiałe. Sądzę, że tylko z odpowiednim podejściem da się znaleźć w tym klawą rozrywkę. Mnie się udało. Chociaż też nie za każdym razem. Kiedy stawiałem z nią swoje pierwsze kroki i grałem 'na sucho’, po prostu wykładając karty i ograniczając bajdurzenie do minimum, bywało nudno. Z przyjacielem który chyba tego nie 'czuje’ bawiłem się dość słabo. Dlatego Gloom jest dla mnie grą do sięgnięcia w odpowiednim momencie, okazjonalnie. Nie zawsze będę miał na nią nastrój i nie zawsze trafi mi się ekipa do tego typu rozgrywki.

Ogólnie rzecz biorąc – Gloom jest ok!

Najbardziej lubię (mocna strona):
Ciekawe podejście do mechaniki – przezroczyste karty i nakładanie, zasłanianie symboli.

Najmniej lubię (słaba strona):
Potrzebny mi do Gloom’a odpowiedni zespół do zabawy, inaczej bywało nudno.

Dlaczego na TAK:
Z jednej strony mogę pograć, a z drugiej trochę trudno znaleźć do partyjki odpowiednią ekipę. Pewnie jeśli po Gloom’a sięgnę, to okazjonalnie. I pewnie będę się wtedy nieźle bawił.

Recenzja dokonana dzięki uprzejmości wydawnictwa Black Monk Games. Dzięki!