Uwaga, ważne. Materiał reklamowy – egzemplarz gry otrzymałem bezzwrotnie od wydawnictwa Rebel.
Kusi oko, bo wykonany jest po prostu pięknie. Ale trudno odmówić mu także wielu innych zalet. Przystępne, nieskomplikowane zasady, delikatna, ale wyczuwalna interakcja, płynna rozgrywka… zabawa z Zamkiem Smoków może dostarczyć wielu przyjemnych doznań. Trochę sobie w niego pograłem. I co o grze myślę? O tym poniżej.
Info:
Autorzy: Hjalmar Hach Luca Ricci Lorenzo Silva
Polski wydawca: Rebel
Liczba graczy: 2-4
Czas gry: ~30-45 minut?
W skrócie i ogółem – o zasadach:
Zamek Smoków tworzy się z kamieni. Gracze, za pomocą akcji, będą rozbierać Zamek i ze zdobytych elementów tworzyć swoje budowle. Gdy komuś uda się ułożyć układ minimum czterech kamieni, które są tego samego rodzaju i sąsiadują ze sobą, musi je scalić, czyli odwrócić na drugą stronę, symbolem ku dołowi. Taka czynność przynosi punkty zwycięstwa – w zależności od tego ile kamieni zostanie odwróconych za jednym razem. Co więcej, tym razem w zależności od rodzaju kamieni, po wykonaniu scalenia, gracz może postawić na nich świątynie – są one warte punkty zwycięstwa na koniec gry. Za te na pierwszym poziomie budowli po jednym punkcie. Za ten a drugim po dwa. Za te na trzecim: po trzy.
Do gry można użyć również kart, które są źródłem specjalnych zdolności lub nowych warunków punktowania.
Po więcej szczegółów, dokładne zasady odsyłam oczywiście do instrukcji :).
Wrażenia, refleksje, szczegóły:
Wykonanie:
Znakomite kamienie stronnictw używane do budowy zamku, ładne żetony, śliczne ilustracje na kartach, planszach czy pudełku to jedno. Na pierwszy rzut oka całość prezentuje się wyśmienicie. Dopiero gdy przyjrzałem się odrobinę uważniej dostrzegłem drobiazgi, które choć trudno nazwać wadami, jednak da się zauważyć. I tak po pierwsze: czarne przebarwienia na niektórych kamieniach są dość nieestetyczne – niejednokrotnie złapałem się na tym, że próbowałem je zetrzeć. I po drugie: plansze – trochę szkoda, że są cienkie i łatwo je uszkodzić.
Jednak nawet jeśli doszukałem się jakiś niedociągnięć, w ogólnym rozrachunku pod względem wykonania Zamek Smoków to wysoka półka – pierwszorzędny wygląd i świetna jakość.
Czas rozgrywki:
Ok. To dynamiczna gra, w trakcie której raczej nie zdarzają się przestoje. W dużej mierze zasługa w tym prostych do wykonania akcji i przejrzystych reguł. Przygotowanie rozgrywki to druga strona medalu – chwilę czasu zajmuje. Szczęśliwie zazwyczaj czas całej partii wraz z rozłożeniem i złożeniem jest w porządku. Zatem: na plus.
Klimat:
Abstrakcyjna gra, klimatu brak.
Regrywalność:
Dzięki kartom, które modyfikują podstawowe zasady gry (można wybrać dwie z dwudziestu pięciu na pojedynczą partię) regrywalność jest na dobrym poziomie. Jeżeli dodać do tego losowe ułożenie kamieni w zamku oraz możliwość zmiany kształtu budowli okazuje się, że tytuł oferuje wyraźną zmienność i myślę, że to w zupełności wystarczy planszówce tego kalibru.
Próg wejścia (przystępność):
Niski. Zamek Smoków ubrano w niewielką ilość reguł, których opanowanie nie wydaje mi się problemem. Myślę, że to świetny tytuł dla początkujących graczy. Osób, które chcą wejść w planszowe hobby i szukają gry od której mogliby zacząć. Jednocześnie przy całej swojej przystępności Zamek oferuje sporo wyborów i głądką rozgrywkę, z miejscem na dość mocną interakcję.
Negatywna interakcja:
No właśnie. Interakcja. Warto obserwować plansze przeciwników, żeby przypadkiem nie odblokować komuś płytki i umożliwić w ten sposób wykonanie bardzo dobrego ruchu. Podobnie jest z podbieraniem płytek. O sposobność ku temu, by popsuć rywalowi szyki nietrudno. Negatywna interakcja może ujawniać się dość często, chociaż nie zapadło mi w pamięć, by mocno działała na nerwy.
Losowość:
W trakcie gry nie ma jej wcale. Pojawia się tylko podczas przygotowania. To całkiem nieźle. Pewien element niepewności wprowadza jednak struktura zamku – układając poziomy zakrywa się część kamieni innymi kamieniami – a żeby to spamiętać…
Podsumowanie:
Ładny wygląd to nie wszystko. Gra może prezentować się oszałamiająco, ale za urodą powinno iść zaplecze w postaci porządnej mechaniki. Mechaniki, która udźwignie wymagania graczy i przyciągnie na kolejne rozgrywki. Zamkowi Smoków świetnego wykonania nie odmówię. Nawet jeśli dopatrzyłem się drobnych rys na wypolerowanej powierzchni to ostatecznej opinii nie zmienię – jest estetycznie, ze smakiem. Jest po prostu ładnie.
A co z mechaniką? Czy przekładanie kamieni z planszy na planszę jest fajne? Czy rozgrzewa zwoje mózgowe, wciąga? I tak i nie. Rozgrywka jest przyjemna, lekka, dynamiczna. Ilość potencjalnych wyborów nie przyprawia o ból głowy, połapanie się i podjęcie decyzji przychodzi łatwo. Nie oznacza to, że gra jest banalna, oczywista. Można tu całkiem nieźle sobie pokombinować – choć pod względem ciężkości mamy do czynienia z grą rodzinną, więc poziom trudności jest niski.
Zatem wypada się wreszcie przyznać: porządne wykonanie oraz gładka i schludna mechanika godne są pochwały, to ja oczarowany się nie czuję. Pierwsze partie były spoko, bawiłem się dobrze, by dość szybko się grą nasycić. W chwili obecnej jest już dla mnie w Zamku Smoków zbyt spokojnie, planszówka nie budzi większych emocji i nie kusi tak mocno jakbym tego oczekiwał. Innymi słowy: nagrałem się, wystarczy. Jeżeli nadarzy się ku temu okazja, pewnie partyjki nie odmówię, bo w gruncie rzeczy to przecież solidny tytuł jest. Tyle tylko, że trochę zbyt familijny, nie dość ekscytujący, nie dość wymagający.
Niemniej jednak myślę, że prostota zasad oraz niski próg wejścia to dobry znak dla osób szukających tytułu dla początkujących. Lub gustujących w lekkich planszówkach. Zamek Smoków zapewne spodoba się wielu graczom – nie mam co do tego wątpliwości. Tych kilka intuicyjnych akcji, fajne budowanie, nieskomplikowane punktowanie oraz całkiem wyraźna dawka interakcji to silne strony gry. Tylko właśnie. Jeszcze kwestia tej ostatniej – interakcji. Pilnowanie kamieni, by nie dać mocnego ruchu rywalowi jest często ważna… a przy tym może okazać się odrobinę frustrująca.
Kończąc więc – Zamek Smoków spodobał mi się na krótko. Nie ze względu na to, że jest grą słabą. Po prostu nie jestem odpowiednim targetem. W swojej kategorii zasługuje na wyróżnienie. Sądzę, że wpadnie w oko i zostanie w kolekcji niejednego gracza – i super, bo ma sporo dobrego do zaoferowania.
Najbardziej lubię (mocna strona):
Dobra mechanika, piękne wykonanie.
Najmniej lubię (słaba strona):
Trochę za prosta, po pewnym czasie już mało emocjonująca.
Recenzja dokonana dzięki uprzejmości wydawnictwa Rebel. Dzięki!