Uwaga, ważne. Materiał reklamowy – egzemplarz gry otrzymałem bezzwrotnie od wydawnictwa Lacerta.
Do Montany zasiadłem z dużymi nadziejami. Po zapoznaniu się z zapowiedzią i zobaczeniu zdjęć gra bardzo mnie zainteresowała. Gdy dowiedziałem się o planach wydania polskiej wersji, ucieszyłem się. Fajnie, chciałbym to zrecenzować. Udało się. Oto i moja opinia.
Info:
Autor: Rüdiger Dorn
Polski wydawca: Lacerta
Liczba graczy: 2-4
Czas gry: ~45 minut
W skrócie i ogółem – o zasadach:
Wyścig. Kto pierwszy założy określoną liczbę osad wygrywa partię. Gracze wykorzystując akcje będą zdobywać pionki robotników, wysyłać ich po znaczniki dóbr, te zaś przydadzą się podczas wystawiania wspomnianych osad na terenach tytułowej Montany.
Plansza – jest modularna, składa się z terenów, które tworzą planszę terenu. To jak wielu używa się ich w rozgrywce zależy od ilości graczy biorących udział w grze.
Akcje – trzy (ale złożone), plus akcja dodatkowa – handel bydłem.
– Można zdobyć nowych robotników: dwóch lub czterech. Kręcimy wskazówką koła zatrudnienia, która wskaże jakie pionki dobierzemy. Następnie płacąc zbożem można przesunąć strzałkę o kolejne pole/pola i dobrać dwóch dodatkowych robotników.
– Można wysłać pionki po znaczniki dóbr – zyskamy ich więcej lub mniej, a to w zależności od uiszczonej opłaty i spożytkowanych ludzików.
– I wreszcie można też zbudować osady. Minimum jedną, maksimum trzy. Wydajemy określone na polu planszy terenu dobra i wystawiamy tam znacznik osady. Tu ważne: tworząc prostą linię z czterech osad jednego koloru możemy za darmo dołożyć piątą na wierzch tej czwartej. Podobnie wygląda sytuacja, gdy budujemy na polu z symbolem dwóch domków – tam też układamy po dwa żetony (drugi darmowo).
Po więcej konkretów, szczegółowy opis reguł odsyłam oczywiście do instrukcji :).
Wrażenia, refleksje, szczegóły:
Wykonanie:
Patrząc całościowo gra wygląda dobrze. Rozłożona do rozgrywki tworzy ładny krajobraz pełen zieleni otoczonej licznymi znacznikami, żetonami, kolorowymi pionkami. I choć szata graficzna średnio mi się podoba to jednak ostatecznie uważam, że Montana ma swój urok. Nie do końca wpasowuje się w mój gust, ale i tak zasługuje na solidną, pozytywną ocenę. Ponadto sporo drewnianych komponentów, grube plansze czy fajny bajer w postaci koła ze wskazówką świadczą o niezłej jakości tego tytułu. Za to również plus.
Czas rozgrywki:
Dość krótki. Nie spodziewałem się, że Montana będzie tytułem szybkim. Na pierwszy rzut oka wydawała mi się planszówką znacznie cięższą. A tu proszę, partie przebiegały dynamicznie, a czas rozgrywki był przyjemnie przystępny. Gdy akurat nie przypada nasza kolej i tak jest się nad czym zastanowić, co obserwować, więc na spowolnienia nie zdarzyło mi się narzekać.
Klimat:
Chociaż komponenty dość mocno podkreślają temat, to klimat jest… hm… sądzę, że raczej tylko delikatnie wyczuwalny. Akcje trochę go dodają, bo wysyłamy robotników do pracy, a zdobyte dobra przerabiamy na osady. Do tego zbieramy i możemy wymieniać bydło. Nie jest źle. Garściami klimatu z Montany nie wyciągałem, ale znalazło się go tu odpowiednio dużo jak na tytuł euro.
Regrywalność:
Między innymi dzięki zmiennej planszy i losowemu kręceniu wskazówką na kole zatrudnienia regrywalność idzie w górę i trzyma całkiem niezły poziom. Druga sprawa, że po pewnym czasie zabawa trochę traci – kombinowanie z niewielką pulą akcji nie elektryzuje mnie już tak jak na początku. Owszem, wciąż jest spoko, ale pojedyncza partia syci szybciej niż kiedyś.
Próg wejścia (przystępność):
Nieduży. Montana to proste zasady i szybkie partyjki. Instrukcję napisano przejrzyście, a dzięki skrótowym oznaczeniom np. na planszach graczy zabawa przebiega płynnie, przyjemnie, bez konieczności ciągłego sięgania po zeszyt z regułami.
Negatywna interakcja:
To ważne, żeby blokować graczom pola, które uważamy, że mogą chcieć obsadzić osadami lub na które planują wystawić robotników, więc zarówno tereny, jak i plansze warto obserwować. Wykorzystać można też to, że nie licząc obszaru miasta, z pozostałych obszarów na planszy akcji pionki zdejmuje się dopiero wtedy, gdy zajęte zostaną wszystkie pola w obrębie danego obszaru. Używanie akcji w odpowiednich momentach ma spore znaczenie i jest mocno powiązane z negatywną interakcją. O popsucie komuś planów w Montanie nietrudno, więc może często się zdarzyć. Na szczęście nie jest to frustrujące i nawet mi się podoba.
Losowość:
Mała i można sobie z nią bez większego problemu radzić. W trakcie rozgrywki objawia się tylko podczas kręcenia wskazówką, gdy zdobywamy robotników. Luzik. Nie mam zastrzeżeń.
Podsumowanie:
Myślę, że Montana to bardzo solidna, dobrze zrobiona planszówka. Średniej ciężkości i średnich rozmiarów euro o przystępnych zasadach i wielu zaletach spośród których na wyróżnienie zasługuje z pewnością to, że gra działa bez zgrzytów, po prostu śmiga nie pozostawiając dużej przestrzeni na spowolnienia i ciężkie kombinowanie. Choć z początku sądziłem inaczej, finalnie Montana sprawdziła się u mnie jako całkiem nieskomplikowane dzieło niezbyt ciężkiego kalibru co to nie męczy, nie zabiera wiele czasu, a przy całej swojej prostocie stawia przed graczami całkiem przyjemne wyzwanie i dostarcza niemało interakcji. Ważne, że Montana nie wydaje mi się zbyt wymagająca, więc pewnie sprawdzi się zarówno w gronie graczy zaawansowanych jak i początkujących, stawiających pierwsze kroki w świecie nowoczesnych gier bez prądu. Może nie jest to taki zupełnie gateway, ale też nie super złożone euro zmuszające do żmudnej, skomplikowanej kalkulacji ruchów.
Choć nie wskażę przytłaczających minusów, to patrząc na grę jako całość i z perspektywy rozegranych przeze mnie partii doszedłem do wniosku, że aby czerpać z rozgrywki frajdę powinienem zasiadać do Montany z umiarem. I żebym nie został źle zrozumiany – mechanicznie jest ok. To niski poziom skomplikowania i niewiele akcji do wyboru powoduje, że przychodzi mi ponarzekać na zbyt dużą powtarzalność czynności. Czuję, że ciągle podobnie rozgrywam swoje ruchy, że kręcę się wokół tego samego – robotnicy, dobra, osady, robotnicy, dobra, osady… delikatnie tylko dostosowując się do danego układu terenów, losowego kręcenia na kole zatrudnienia czy poczynań rywali.
Gra jest fajna, daje sporo frajdy, ale tak jak wspomniałem – dla mnie do zagrania raz na jakiś czas. Co nie zmienia faktu, że gdy już po Montanę sięgnę to spodziewam się satysfakcjonującego wyścigu, przyjemnej rozrywki.
Najbardziej lubię (mocna strona):
Zgrabna mechanika pozwalająca na szybką rozgrywkę.
Najmniej lubię (słaba strona):
Trochę powtarzalność.
Recenzja dokonana dzięki uprzejmości wydawnictwa Lacerta. Dzięki!