Uwaga, ważne. Materiał reklamowy – egzemplarz gry otrzymałem bezzwrotnie od wydawnictwa Rebel.
Zaskoczyło. Już po pierwszej rozgrywce. Lubię tego typu gry, dlatego kiedy zagrałem w Take it Easy! jeszcze na długo przed pojawieniem się na sklepowych półkach Mi pasuje! wiedziałem, że jest na co czekać. To było to. Chciałem pograć więcej i miałem to szczęście, że pograłem.
Info:
Autor: Peter Burley
Polski wydawca: Rebel
Liczba graczy: 1-6
Czas gry: ~20 minut?
W skrócie i ogółem – o zasadach:
Mi pasuje! oferuje wiele wariantów rozgrywki – w tym celu i plansze graczy mają po dwóch stronach różne układy pól i w pudełku są dodatkowe elementy układanki, nieużywane w podstawowym trybie gry.
Ogólnie chodzi o to, żeby układać kafle na swojej planszy w taki sposób, by na koniec partii dostać jak najwięcej punktów zwycięstwa za ułożone od krawędzi do krawędzi linie.
Działa to tak, że jeden z graczy będzie wybierał ze swoich kafli (odwróconych rewersem ku górze) pojedyncze elementy i informował o tym co trafił. Następnie wszyscy grający wyszukują taki sam kafel w swoich zasobach i układają na planszach na dowolnym polu. Ważne, żeby kłaść tak, aby cyfry były ułożone pionowo do gracza, który je wykłada. Nie bokiem, nie do góry nogami, nie po skosie. Nie można więc ich dowolnie obracać.
Jeżeli uda się utworzyć nam nieprzerwaną, prostą linię jednego koloru (bądź tej samej cyfry jak kto woli) od jednej krawędzi obszaru wykładania do drugiej otrzymamy punkty zwycięstwa równe: ilość kafli w danym rzędzie pomnożona przez cyfrę, wartość danej linii. I co ważne sprawdza się wszystkie rzędy: pionowo i po obu skosach.
Gracz, który zbierze najwięcej punktów wygrywa partię.
Instrukcja, tak jak wspomniałem, zawiera opisy dodatkowych wariantów, więc odsyłam właśnie do niej.
Wrażenia, refleksje, szczegóły:
Wykonanie:
Cienkie, nie sprawiające wrażenia zbyt trwałych, a do tego nieco wygięte plansze graczy plus szata graficzna daleka od rewelacyjnej, w tym różnice w odcieniach linii (tej samej wartości) na niektórych kaflach powodują, że Mi pasuje! pod względem wyglądu i jakości nie do końca mi pasuje. Innymi słowy: jest, no max średnio… Ale wybaczam, bo na szczęście gra broni się świetną mechaniką.
Czas rozgrywki:
Partie są bardzo dynamiczne, zdecydowanie bez downtime’u. Czynności wykonujemy tu szybko i z łatwością. Bez zbędnego wyczekiwania na swoją kolej, bo gracze układają kafle symultanicznie.
Klimat:
Gra abstrakcyjna. Brak.
Regrywalność:
Super. Nie dość, że kombinowanie z tym co i gdzie położyć daje dużo frajdy, to jeszcze dzięki dobieraniu kafli w ciemno i zestawowi prostych do wyjaśnienia wariantów otrzymujemy grę ciekawą, wciągającą, o potężnej regrywalności. Prosta mechanika, lekkostrawna rozgrywka, dużo zmienności – mnóstwo plusów, które przyciągają do kolejnych partii.
Próg wejścia (przystępność):
Bardzo niski. Zwięzła i przejrzysta instrukcja świetnie wyjaśnia o co w Mi pasuje! chodzi. Zrozumienie reguł i przekazanie tej wiedzy innym graczom nie było żadnym problemem. Planszówka nie należy do skomplikowanych i powinna świetnie nadać się dla początkujących. Ale i dla tych średnio zaawansowanych i zaawansowanych zresztą też – np. jako przerywnik między cięższymi daniami lub po prostu rozrywka na krótką chwilę. Sam jestem tego dobrym przykładem.
Negatywna interakcja:
Zerowa. Gracze nie mogą sobie przeszkadzać. Jeżeli chcą wygrać, muszą zebrać więcej punktów niż rywale używających zestawu tych samych elementów co oni. Na możliwość pokrzyżowania szyków pozostałym uczestnikom zmagań miejsca zabrakło.
Losowość:
Spora, ale… mi pasuje. To ona dyktuje warunki i owszem, trudno przewidzieć co i kiedy pojawi się do dołożenia. Ale tytuł na tym nie traci. Pewnie dlatego, że to przede wszystkim dość krótka i niezbyt złożona gra – ot machnąć układankę, podliczyć punkty i już.
Podsumowanie:
Trochę sobie w Mi pasuje! pograłem i z radością oznajmiam, że tak jak podejrzewałem po pierwszej partii, tak pozostało do końca. Gra przypadła mi do gustu i zasługuje na solidną, tłuściutką pochwałę. Za co? Ano za to, że w swojej niezłożonej, eleganckiej mechanice kryje ogrom klawego główkowania, przyjemności z układania, a wyciskanie jak największej liczby punktów z tego co się graczowi trafi daje sporo satysfakcji. A trafia się różnie. Nie raz i nie dwa zdarzyło się, że pasujący kafel pojawiał się troszkę za późno… Albo wcale. Albo za wcześnie. Budowanie układu wokół konkretnych, kluczowych elementów może wydać się nierzadko rozsądnym pomysłem… tylko, że wcale nie jest łatwo doprowadzić go do końca i wygrać. Bywało, że odpuszczałem i starałem się złożyć chociaż część tego co sobie założyłem, poświęcając jedne linie na rzecz innych. I kiedy już porzuciłem pierwotny plan, nagle pojawiał się kafel idealnie do niego pasujący… Mi pasuje? No już nie…
Ale żebym został dobrze zrozumiany – właśnie takiego rodzaju kombinowanie i trochę podkreślony losowością poziom trudności, niełatwe osiągnięcie perfekcyjnego wyniku czyni z Mi pasuje! tytuł ciekawy, wciągający. Tytuł, który nie ciągnie się niepotrzebnie długo tylko kompresuje fajną rozrywkę w pewnie coś około kilkanaście, może kilkadziesiąt minut.
Ale mamy tu też brak negatywnej interakcji oraz zero klimatu… I co na to począć? Ano nic, bo nie jest to problem, zupełnie mi nie przeszkadza. Nie najlepszy wygląd też jakoś bardzo nie rusza, choć akurat w tej kwestii uważam, że gra ciut na tym traci. Szkoda, bo wydaje się, że mogło być o wiele lepiej.
Kończąc więc – Mi pasuje! oceniam wysoko. Jako lekka planszówka, raczej przerywnik, uzupełnienie pomiędzy dłuższymi rozgrywkami w coś bardziej skomplikowanego albo po prostu gra na chwilkę wolnego czasu powinna sprawdzić się świetnie. To solidne dzieło, które bardzo mi się podoba.
Najbardziej lubię (mocna strona):
Proste zasady, wciągające, przyjemne układanie.
Najmniej lubię (słaba strona):
Wygląd, wykonanie.
Recenzja dokonana dzięki uprzejmości wydawnictwa Rebel. Dzięki!