Na Arenę marsz! Recenzja gry Mutants The Card Game

Uwaga, ważne. Materiał reklamowy – egzemplarz gry otrzymałem bezzwrotnie od wydawnictwa Lucky Duck Games.

Edycja: dodałem małą poprawkę we fragmencie o interakcji.

Masa różnych kart z Mutantami, do tego budowanie talii, rywalizacja o punkty, sporo interakcji, wariant solo i… i dużo, dużo więcej – oto Mutants The Card Game.

Info:

Autorzy: Sen-Foong Lim, Jessey Wright
Liczba graczy: 1-4
Czas gry: ~20 minut na gracza?

W skrócie i ogółem – o zasadach:

Gracze przygotowują startowe zestawy kart, czyli po dwanaście mutantów podstawowych (po dwie sztuki z każdego rodzaju). Zaczynają z sześcioma różnymi na ręce, resztę tasują i odkładają jako przygotowane talie do późniejszego dociągania.

Dodatkowo szykują sobie trzy stosy po cztery karty, zawierające zaawansowane jednostki – mogą je w trakcie partii zdobyć i używać. Są różne metody przygotowania Advanced Mutants i co ważne, w instrukcji podane są też propozycje gotowych kompletów.

Jeżeli chodzi o przebieg rundy to wygląda ona mniej więcej tak: najpierw sprawdzamy czy udało się zmiażdżyć rywali (crush the competition) co dzieje się w sytuacji gdy nasz znacznik znajduje się na najwyższym polu toru Mocy, a przynajmniej znacznik jednego z przeciwników w strefie Dread Zone tego toru, czyli że na jednej z trzech ostatnich pozycji. Wtedy: punktujemy.

Dalej: przesuwamy z aktywnego pola (o ile jest tam karta) swojej areny Mutanta na jedno z pól po prawej lub lewej (te trzy miejsca to Arena). Jeżeli zepchniemy w ten sposób innego mutanta do strefy Discard to odpalamy jego zdolność Leave.
Następnie przechodzimy do wykonania akcji – jednej z trzech.

  • Tworzymy nowego mutanta – bierzemy zaawansowanego, który znajduje się na wierzchu jednego z wcześniej przygotowanych stosów i wykładamy go na pole aktywne naszej Areny. Dodatkowo odrzucamy dwie karty z ręki (i to takie co to posiadają odpowiednie symbole). Odpalamy zdolność wejścia nowego Mutanta.
  • Zagrywamy kartę z ręki na aktywne pole i używamy jej zdolności wejścia.
  • Odrzucamy jedną kartę (symbol/symbole na niej nie mają znaczenia) i zyskujemy zaawansowanego Mutanta, tyle że trafi on na wierzch naszej talii dobierania pod koniec aktualnej rundy.

W trakcie partii ważne jest, by kontrolować tor Mocy. Nie dość, że możemy dzięki niemu zdobyć punkty co turę za zmiażdżenie konkurencji to jeszcze na koniec rundy dostajemy je zgodnie z zajmowanymi polami.

Ponadto bardzo istotne jest również to co trafia nam do lodówy (Cryo Freezer). Tylko za te zahibernowane Mutanty zapunktujemy. Co więcej – wkładanie ich tam jest świetnym sposobem na oczyszczanie talii z kart, których nie chcemy.

To, choć dość ogólnie, tyle. Po więcej odsyłam oczywiście do instrukcji.

Wrażenia, refleksje, szczegóły:

Wykonanie:
Ok. Nie jest źle. Gra prezentuje się nieźle, futurystyczna szata graficzna nawet mi się podoba, choć o zachwycie nie ma mowy.

Spoko sprawdzają się plansze graczy – są fajnie przygotowane i łatwo je ogarnąć. Pozwalają na wygodne zarządzanie kartami. Gorzej, że ze względu na to jak cienko są wykonane dość łatwo je uszkodzić.
Jeżeli zaś chodzi o jakość kart – dają radę. Chyba nawet nie będę ubierał ich w koszulki, raczej powinny przetrwać w dobrej kondycji długie rozgrywki.
Klawy jest też insert w pudle, który ma wpinane zakrycie. Nieźle porządkuje całość i skutecznie zapobiega wypadaniu kart z przegródek.

Czas rozgrywki:
Gra się szybko – pod warunkiem, że choć trochę znamy karty wybrane do rozgrywki. W przeciwnym razie czasami tury odrobinkę się przeciągają – gdy nie potrafimy zdecydować co będziemy robić – jakie karty ewentualnie odrzucić, jakie nabyć, w jakiej kolejności itp. Na szczęście kwestia to jedynie marginalna.

Klimat:
Mały. Szczerze to niewiele się wczuwałem. Pochłonięty kombinowaniem nie miałem ani czasu ani nawet większej chęci zastanawiać się nad obecnością klimatu. W efekcie uciekł on gdzieś i… wcale mi to nie przeszkadzało w czerpaniu frajdy z zabawy.

Regrywalność:
Super! Robotę robi tu głównie przygotowywanie zestawów zaawansowanych Mutantów. Dzięki nim partie są bardzo różne – w zależności od tego jakie jednostki się nam trafią – czy ich zdolności fajnie będą się uzupełniać, jak będziemy próbować je wykorzystywać. Do tego dodajmy losowość wraz ze stylem gry i zasobami przeciwników i to czym, jak, w jakiej kolejności będą grali. Poza tym jest jeszcze tryb solo, gdyby ktoś miał ochotę pograć w pojedynkę. No i rozszerzenia… tych co prawda nie ograłem, ale cieszy, że są.

Próg wejścia (przystępność):
Zasady to łatwizna. Drobne problemy mogą sprawić z początku zdolności, ale koniec końców da się je dość szybko ogarnąć.
Jednak, jak już wspomniałem, przydatna jest wiedza o poszczególnych kartach. I to nie tylko do sprawniejszego grania, ale również gdy składamy sobie zestaw podczas przygotowywania partii czy kiedy stawiamy czoła komuś kto złapał już nieco doświadczenia w zmaganiach w Mutants – czyli, że już choć kapkę wie co i jak.

Negatywna interakcja:
Nie brakuje. Rywalizujemy o pozycje na torze, a co za tym idzie – o punkty zwycięstwa. I w tej rywalizacji pomagają oczywiście karty, które bardzo często mają wpływ na naszych przeciwników. Nie raz i nie dwa dochodzi do spychania czy przeskakiwania znaczników dzięki zyskiwaniu czy traceniu mocy. Dodatkowo są możliwości do oddziaływania na samych Mutantów – na przykład do obracania ich rewersem ku górze.

Losowość:
Jak to w przypadku tasowanych talii.


Z drugiej strony fajnie, że jednocześnie mamy odkryte aż trzech zaawansowanych Mutantów do zdobycia. Nieco mniej zaś, że czasami mogą nie podejść nam odpowiednie symbole do ręki potrzebne do ich zdobycia.
Ale oceniając całościowo – jest w porządku. Nie mam większych zastrzeżeń, poziom losowości oceniam na poprawny.

Podsumowanie:

Z początku Mutanci nie powalili mnie na łopatki. Troszkę tylko zaintrygowali. Ale pograłem więcej i… ostatecznie podeszło, mocno. Wyśmienita gra. Ciekawe podejście do deckbuilding’u, którego owocem jest masa wciągającego główkowania w ramach klawego systemu otwartego na (już wydane) rozszerzenia. Podoba mi się duża swoboda w rozbudowie talii, szczególnie biorąc pod uwagę tą pierwszą fazę partii, czyli przygotowywanie armii zaawansowanych Mutantów do kupienia później – już w tym momencie rozpoczyna się rywalizacja pełna małych, acz ważnych kroczków po zwycięstwo. Bo gdy zdecydujemy się na wariant z draftem staniemy przed wyzwaniem nie tylko próby skonstruowania zestawu dla siebie, ale również wpłynięcia na to czym grać będą rywale.
Na wyróżnienie zasługuje system spychania, zagrywania oraz zdejmowania kart z Areny. Zarządzanie tą strefą zmusza, niejednokrotnie, do zerkania do przeciwników i oceny sytuacji – czym mogą nam zagrozić w najbliższych ruchach i czym my możemy zagrozić im. Kombinowanie które się z tym wiąże – co zostawić, co zepchnąć, co za zdolność przyda się teraz, a z której mogę zrezygnować itp dawało mi ogrom frajdy już od pierwszej partii. Czyli nawet wtedy, gdy nie wiedziałem jeszcze jak poskładać sobie dobrze talię.

Perspektywa dołączenia wspomnianych rozszerzeń też wygląda kusząco. Co prawda niewiele o nich wiem, ale jeżeli są przynajmniej tak samo dobre jak podstawka – super.

Na mały plus zasługuje też wariant solo, czyli potyczkę przeciwko wybranemu BOSSowi (spośród dwóch), z których każdy ma swoją indywidualną talię. Nie sprawdzałem, ale fajnie, że jest.
Pozostałe zalety mają dla mnie już nieco mniejsze znaczenie. Wystarczy, że mechanicznie zagrało. No i że regrywalność zdaje się być bardzo, bardzo dobra.

Nawet narzekać się nie chce. Przypomnę może tylko o kwestii opisanej w progu wejścia, czyli potyczki przeciwko obcykanym w Mutantów graczom. I o tym, że grając we dwójkę jest czasami nieco słabiej, bo część kart odnosi się do więcej niż jednego gracza. A poza tym – jestem zadowolony. Nie oczekiwałem niczego spektakularnego, raczej solidnej, poprawnie zrobionej gry, a tu proszę, pykło pięknie. Coś w sam raz dla mnie. Kończę więc pochwałą: brawo, wyborny tytuł.

Najbardziej lubię (mocna strona):
Duże zróżnicowanie Mutantów, spychanie kart do Discardu i odpalanie zdolności wykładając i zdejmując karty ze strefy Areny.

Najmniej lubię (słaba strona):
Hm… pewnie to, że obeznani z Mutantami gracze mają moim zdaniem sporą przewagę nad tymi nie znającymi jeszcze zbyt dobrze możliwości jakie gra oferuje.

Recenzja dokonana dzięki uprzejmości wydawnictwa Lucky Duck Games. Thanks!