Uwaga, ważne. Materiał sponsorowany – egzemplarz gry otrzymałem bezzwrotnie od wydawnictwa Mariucci J. Designs.
To coś jakby hack and slash – ganiamy po świecie i ubijamy potwory, wykonujemy Quest’y, stajemy się coraz silniejsi, by móc pokonywać coraz silniejszych przeciwników. Wszystko po to, by w końcu dać radę tytułowemu Umarłemu Królowi. Oto Hexplore It: The Valley of the Dead King.
Info:
Wydawca: Mariucci J. Designs
Liczba graczy: 1-7
Czas gry: ~60-180 minut?
W skrócie i ogółem – o zasadach:
Hexplore It można nazwać systemem, na którym stworzono już dwie gry (trzecia na moment, w którym piszę te słowa już się ufundowała) i dwa rozszerzenia. Trzon stanowią tu postaci składające się z kombinacji rasy z klasą. W trakcie rozgrywki rozwijamy parametry prowadzonego przez nas bohatera modyfikując jego statystyki co w dużej mierze przekłada się na zadawane w walkach obrażenia.
Stworzona postać składać się będzie z karty i planszy, czyli zestawu określającego jej rasę – z rozpiską na jakie atrybuty klasy ma wpływ (które z nich należy zmienić) wraz z zapisem o specjalnej umiejętności, oraz klasę ze startowymi parametrami itp. Co ważne dzięki załączonym w pudełku mazakom gracze będą zapisywać i zmazywać wartości w poszczególnych polach wraz z np. spisem niesionych przedmiotów.
Trybów gry jest więcej niż jeden, ale skupię się na standardowym, polegającym na kooperacji. Drużynę odzwierciedla jedna figurka, którą sterujemy wspólnie. W trakcie partii będziemy poruszać się i zapewne niejednokrotnie odkrywać nowe fragmenty świata. Odwiedzimy różne miejsca, choćby takie jak miasta, ruiny, czy kapliczki. Często przyjdzie nam też turlać kostkami. Niemal co rundę skorzystamy z dwóch lub trzech kości przypisanych do Skills – Survival, Explore, Navigate. Rzuty te są wynikiem ruchu – to iloma i jakimi kostkami będziemy musieli się posłużyć zależy od rodzaju wybranego ruchu. I tak: udany rzut na Explore daje nam złoto (Gold jest super ważny, bo nie tylko pozwala na zakupy sprzętu, dzięki niemu również możemy rozwijać postać). Sukces w rzucie na Navigate zapobiega zboczeniu z trasy. A rzut na Survival to szansa na zaoszczędzenie jedzenia – sukces powoduje, że nie musimy jeść w tej rundzie.
W kooperacyjnej wersji gry Hexplore It używamy trzech talii kart – są to Circumstances, czyli Wydarzenia, jakieś Okoliczności, które mogą nas spotkać w trakcie podróżowania po świecie. Wśród nich zdarzają się między innymi potwory lub skarby. Nie brakuje oczywiście talii Quest’ów, czyli zadań kuszących przygodami i nagrodami – są różne typy i co ciekawe część z nich sprawdzić można nawet w Internecie (są z kodem QR – to tak zwane Living Cards, których fabularne wstawki wrzucono na stronę. No i są karty Power Up’ów – te pozwalają na podnoszenie statystyk postaci.
Ah, mamy jeszcze jeden deck kart – dla Dead King’a, używany w wariancie, w którym jeden z grających wciela się w głównego Boss’a.
Jak już wspomniałem, wielkie znaczenie dla rozgrywki mają zróżnicowane klasy i rasy. Szczególnie te pierwsze, które różnią się między sobą przede wszystkim Specjalizacjami (First i Second Mastery). Każda klasa ma dwa inne, niepowtarzalne wśród pozostałych. Używanie, rozwijanie (bo będziemy mogli zwiększać ich ‚siłę’) oraz możliwość tworzenia drużyn, które uzupełniają się (w dużej mierze podczas walk) to masa frajdy, chyba największa z całej jaką daje Hexplore It.
W grze występują, poza Dead King’iem, też pomniejsi Boss’owie. Różnią się znacznie od zwykłych potworów – mają przede wszystkim większy arsenał ofensywny. Jednak w obu przypadkach działania przeciwnika określamy rzucając kością. Gdy wypadnie np. jedynka to uderzą zwykłym atakiem. Gdy szóstka – specjalnym. Czytamy co się dzieje i stosujemy do wskazania.
I to mniej więcej tyle. Hexplore It pozwala graczom na dużą swobodę. Jest mnóstwo Quest’ów do podjęcia, miejsc do odwiedzenia, przedmiotów do zdobycia i kupienia. To wielki i zróżnicowany świat, po którym możemy wędrować i przeżywać ciekawe przygody, których esencją są walki – proste i ekscytujące.
Po więcej odsyłam oczywiście do instrukcji.
Wrażenia, refleksje, szczegóły:
Wykonanie:
Nie ma się nad czym zachwycać. Gra od strony wykonania i szaty graficznej nie oszałamia. Dość powiedzieć, że chyba najpiękniejsze ilustracje znajdują się na odwrotach plansz klas. Reszta komponentów jest dość oszczędna w tej materii. A szkoda. Z tego też powodu odnosi się wrażenie grania w jakąś starą grę RPG. Z drugiej strony to wcale nie musi być zła cecha…
Na pochwałę zasługuje skromna ilość znaczników, którą świetnie zastępuje metoda: mazak + zmywalne plansze. Ułatwia to zarządzanie często zmieniającymi się parametrami czy stanem niesionych przez nas przedmiotów.
Czas rozgrywki:
Dość długi. Choć czynności wykonywane w trakcie partii nie należą do wielce skomplikowanych – wiele rozbija się tu o proste liczenie, turlanie kostkami czy zapisywanie i zmazywanie – to finalnie, gdy dodać do tego rozmowy, kombinowanie w walkach, czytanie Quest’ów itp. okazuje się, że na zegarze ucieka nam sporo minut. Niemniej jednak przygoda jaka tworzy się z naszym udziałem wynagradza czas spędzony przy stole.
Klimat:
Mega!!! To już nawet nie to, że można sobie iść na Quest’a, który pojawia się gdzieś na mapie (albo poza nią i trzeba go poszukać) i poczytać historyjkę. To jest detal, dodatkowe podkolorowanie rozgrywki. Dużo więcej do klimatu wprowadzają: talia Circumstances, walki z bossami, możliwość odwiedzania takich miejsc jak kapliczki, ruiny, miasta. Personalizowanie postaci, ich rozwój i zmiany zachodzące w umiejętnościach. To, że cała drużyna może się wspierać, uzupełniać (nie bez powodu mamy podział na role, wśród których są np. leczący, czy postaci głównie od zadawania obrażeń). Wielki świat i zmienna, bo modularna, mapa stoi otworem, kusi przygodą, i to nawet mimo braku graficznych wodotrysków. To oczywiście nie wszystko… ale chyba wystarczy, by podkreślić, że Hexplore It klimatem stoi.
Regrywalność:
W związku z tym, że kombinacji par: rasa + klasa jest ogrom, to już na tym poziomie mamy sporo zmienności. Eksperymentowanie, sprawdzanie jak pójdzie nam danym bohaterem albo jak wybrane postaci zgrają się w jednej drużynie robi robotę. A nie zapominajmy, że są jeszcze kwestie poziomu trudności, różne układy elementów planszy głównej, losowość w taliach Quest oraz Circumstances. Miodzio. A gdy dołożyć do tego możliwość rozbudowy podstawki o rozszerzenie… Tak, oczywiście, wiąże się to z kosztami, ale w razie czego taka forma przedłużenia życia tytułu jest.
Próg wejścia (przystępność):
Hm, raczej dość wysoki. Przede wszystkim w Hexplore It jest sporo tekstu po angielsku. Zwykle to dla mnie nie problem, ale tu faktycznie było niemało czytania i tłumaczenia współgraczom, szczególnie jeżeli wziąć pod uwagę… nieścisłości. Nie raz i nie dwa musiałem ciut pogrzebać w Internecie, by rozwiać wątpliwości.
No i jeszcze to, że mamy otwarty świat. W pierwszej rozgrywce, na najniższym poziomie trudności odniosłem wrażenie, że jest to piekielnie ciężka planszówka, a o wygranej to chyba mogę zapomnieć. Później wyciągnąłem wnioski i szło już znacznie lepiej. Kapkę doświadczenia ze startowej gry wystarczyło, by kolejne podejście było o niebo łatwiejsze.
Innymi słowy: próg wejścia oceniam na średni. Najpierw trochę zgrzyta, by później robiło się coraz gładziej i przyjemniej.
Negatywna interakcja:
To kooperacja, więc możemy sobie sporo pomagać. Począwszy od prostych wymian przedmiotów, a skończywszy na wspieraniu się umiejętnościami, co pozwala zespołowi błyszczeć np. w starciach z licznymi przeciwnikami.
Losowość:
Trochę jej tu jest. Silnie wpływa na nasze poczynania, szczególnie gdy przyjdzie nam turlać za Skill’e. Możemy wtedy np. zboczyć z trasy czy nie znaleźć złota (tak bardzo przydatnego w trakcie gry) To nie wszystko, bo losowość działa jeszcze w wielu innych momentach. Nawet gdy podejmujemy się Quest’ów lub odsłaniamy kolejne fragmenty mapy świata. Ogólnie rzecz biorąc pech może dość mocno pokrzyżować nam plany co bywa chwilami uciążliwe. Z drugiej strony cieszy, że turlanie fajnie wpływ na starcia z przeciwnikami – głównie Boss’ami – dzięki temu potyczki z nimi są bardzo zróżnicowane i ciekawe.
Podsumowanie:
No… no… no…
Wzięło mnie, nie da się ukryć. Grając w The Valley of the Dead King na myśl przychodziły mi te stare RPG, hack and slash’e, które lata temu męczyłem na komputerze. Nie sądziłem, że podobne emocje może jeszcze wywołać we mnie jakaś gra planszowa. A jednak. Frajda z kompletowania drużyny, zapoznawania się z bohaterami i ‚maksowanie’ ich umiejętności jest w Hexplore It wyjątkowo duża. Pięknie. I gdyby tylko nie zgrzyty w opisach oraz mus grzebania za pomocą w Internecie…
Owszem, chciałbym bardzo, by z wyglądu było choć kapkę lepiej, ale cóż począć, trudno, może nie ma co robić z tego wielkiego problemu. Kwestia gustu to raz, a dwa, że przygoda potrafi zauroczyć na tyle, by kwestia ilustracji poszła prędko w niepamięć.
Dalej: nie mogę nie dać wielkiego plusa za mazaki i możliwość pisania po planszach. Znacznie ułatwia to rozgrywkę – w tym ogranicza niepotrzebny bałagan w postaci nadmiernej ilości komponentów. Brawo.
Eh, no tak, tak, mogę pomarudzić na losowość. Tak, bywało, że mieliśmy trudności z dotarciem do jakiegoś celu – gubienie drogi denerwowało… Niejednokrotnie grzęźliśmy gdzieś w okolicy miejsca przeznaczenia tracąc rundę na korektę. Słabo. Rozumiem, że tematycznie ma to sporo sensu, ale w praktyce jakoś do mnie nie przemawia.
Na koniec jeszcze fragment na pochwały za system walki i zróżnicowanych bohaterów. Dzięki tym dwóm elementom Hexplore It zyskuje najbardziej. Dzięki nim błyszczy i przyciąga na kolejne, kolejne, kolejne zmagania. Co tam eksplorowanie. Co tam kupowanie przedmiotów. Co tam Quest’y czy inne rzeczy. To wszystko nic, gdy wyciąć z gry możliwość budowania herosów o potencjalnie ogromnych mocach. Ileż satysfakcji rodzi odkrywanie fajnych, silnych połączeń między umiejętnościami postaci i późniejsze wykorzystywanie ich w bataliach z potworami. Opanowanie zarówno pojedynczego bohatera jak i koordynacja całego team’u i powalenie wspólnymi siłami jakiegoś Boss’a to najlepsza nagroda. Wisienką na torcie jest łup, a szczególnie karty Power Up’ów podnoszących nam statystyki o kolejne punkty i naturalnie otwierające drogę do dalszego przemierzania lokacji Hexplore It pełnych niebezpiecznych stworzeń. To szalenie fajne – zupełnie jak we wspomnianych grach wideo – obserwować jak po wielu perturbacjach ze słabeusza przeistaczamy się w potężnego… no niech to będzie wojownik… który pojedynczym ciosem kładzie swoich przeciwników, wcześniej omijanych szerokim łukiem.
A mechanizm walki? Boss’owie mają bogaty arsenał ofensywny – często nie tylko zróżnicowany, ale również rozbudzający wyobraźnię, nadający im coś na kształt szczątkowej osobowości. I choć określenie ich ataku to niewiele więcej niż turlnięcie kostką, to w zupełności wystarcza, bo robotę robią zdolności, które odpalamy i to, że wypadają losowo. Proste, nieprzekombinowane – podoba mi się.
Hexplore It oceniam więc całościowo bardzo dobrze. Nie dziwi mnie, a wręcz cieszy, że pojawiają się kolejne części. Wyśmienita to planszówka, której polskie wydanie z przyjemnością przywitałbym na sklepowych półkach.
I już. Koniec.
Najbardziej lubię (mocna strona):
Rozwijanie postaci.
Najmniej lubię (słaba strona):
Chyba losowość związana z ruchem – zbaczanie z trasy dość mocno mnie irytowało. Problemy ze zrozumieniem niektórych zasad.
Recenzja dokonana dzięki uprzejmości wydawnictwa Mariucci J. Designs. Thanks!