Uwaga, ważne. Materiał reklamowy – egzemplarz gry wraz z rozszerzeniami otrzymałem bezzwrotnie od wydawnictwa Czacha Games.
Gra w życie. No ciekawe, ciekawe, lubię taką tematykę. Połknąłem więc haczyk i czekałem grzecznie, aż polska wersja W Pogoni Za Szczęściem skończy się drukować. Doczekałem. Sprawdziłem podstawkę i przy okazji dodatki. Poniżej opiszę głównie grę podstawową, choć wspomnę również coś o rozszerzeniach. No, to do dzieła.
Info (o grze podstawowej):
Autorzy: David Chircop, Adrian Abela, Vangelis Bagiartakis
Polski wydawca: Czacha Games
Liczba graczy: 1-4
Czas gry: ~60-90 minut?
Na zdjęciach komponenty i pudełka zarówno z gry podstawowej jak i rozszerzeń.


W skrócie i ogółem – o zasadach:
Z grubsza chodzi o używanie drewnianych klepsydr to wykonywania akcji. Możemy aktywować akcje dostępne na planszy głównej oraz te wynikające z kart. I to mniej więcej tyle, serio. Większość gry to właśnie to – połóż pionek, zrób co wskazuje karta/pole.
Występuje tu kilka rodzajów kart. Te główne to Projekty, Przedmioty/Aktywności, Prace oraz Partnerzy. Ale mamy też np. Cele życiowe czy Cechy dziecka. Jest tego całkiem sporo.
Jeżeli chodzi o obsługę kart jest to najczęściej bardzo prosta czynność, ewentualne różnice są bardzo niewielkie. Rozchodzi się o położenie na wybranej karcie kostki i uiszczeniu opłaty w zamian za jakiś zysk. Weźmy na przykład Projekt (są różne rodzaje), taki podstawowy. Gdy go zdobędziemy opłacamy (choć nie zawsze jest) koszt pierwszego poziomu i zaznaczamy to czarną kosteczką. Później możemy wystawiać na ten Projekt swoje klepsydry, by przesuwać się na kolejne poziomy, aż do ukończenia, czyli do czwartego level’u. Nierzadko zaczynamy od małych nagród w postaci np. zasobów by na koniec zyskać punkty szczęścia – czyli punkty zwycięstwa.
I bardzo podobnie jest w przypadku innych typów Projektów – tam jednak nie będziemy ‚awansować’, gdyż takie karty odrzuca się pod koniec rundy.

O co innego możemy się zaczepić, co innego możemy zgarnąć? Gracze śmiało mogą podjąć się pracy czy wejść w związek (i to nie jeden!). W pracy oczywiście da się awansować, związek zaś rozwijać. Co ważne – w obu przypadkach należy poświęcać pewne zasoby, by je utrzymać – to zrozumiałe – ale nie zapominajmy, że w nagrodę otrzymujemy coś w zamian, choćby kasę za wykonywaną pracę.
To nie wszystko, bo jest też mnóstwo rzeczy, które da się kupić oraz aktywności za jakie da się zabrać, na przykład: kolekcja komiksów, czy spływ kajakowy.
W grze występują też pojęcie stresu i tor z nim związany. Kontrolowanie stresu to kluczowa sprawa, ponieważ dodatnia pozycja na torze powoduje, iż zyskujemy klepsydry do wykonywania akcji, ujemna zaś – że je tracimy. Co więcej, zbyt wysoki stres spowoduje wypadnięcie poza tor, a co za tym idzie – śmierć prowadzonej postaci i odpadnięcie z rozgrywki.
Skąd więc bierze się stres? Najczęściej chyba z ponawiania akcji w trakcie tej samej rundy (gdy używamy akcji, na której mamy już wystawioną klepsydrę – choć nie dzieje się to w każdym przypadku) lub z posiadania aktywnych kart ponad limit, czyli więcej niż trzy. Ograniczenie kart oraz ponawianie akcji to ważna część mechaniki, która dość mocno utrudnia graczom rozgrywkę, ale też trzyma ją w ryzach.
No i to mniej więcej tyle. Po więcej odsyłam oczywiście do instrukcji.


Wrażenia, refleksje, szczegóły:
Wykonanie:
Nie podoba mi się. Nie przekonują ani szata graficzna, ani jakość wykonania. Nawet sporych rozmiarów karty, co zwykle uważam za fajny bajer, powodują, że gra, wraz z resztą komponentów (+ ewentualne dodatki) zajmuje bardzo dużo miejsca.
Karty pomocy – z jednej strony spoko, że są, z drugiej zaś masa tekstu, która się na nich znajduje i to, że opisano je z obu stron nie jest zbyt wygodnym rozwiązaniem.
I o rozszerzeniach – nie udało mi się dojść do tego jak rozpoznać co pochodzi z jakiego dodatku. Nie zlokalizowałem żadnego symbolu czy opisu, który miałby w tym pomóc. Dziwne? Ano dziwne.
Na mały plusik zasługują zaś niektóre nazwy użyte np. do opisania przedmiotów (zabawne, zabawne..) oraz różnorodność aktywności czy projektów – jest tego cała masa, co wyraźnie wpływa na klimacik w grze.
Czas rozgrywki:
Średni, czasami ze wskazaniem na długi. W związku z tym, że karty często się zmieniają (co rundę wystawia się nowy zestaw), a klepsydr do użycia jest niemało (podstawa to aż sześć na gracza) to do zrobienia jest sporo, tak jak sporo jest decyzji do podjęcia i przemyślenia planów na aktualną i kolejną najbliższą rundę. Owocem czego bywa lekki downtime, choć nie do przesady.


Klimat:
Hm… no myślę, że to zdecydowanie najsilniejsza strona W Pogoni za Szczęściem. Miała być gra o życiu i jest. Od narodzin aż do śmierci – przy czym nie sądziłem, że tak faktycznie skończy się przygoda w tej grze. A jednak, upływa czas i już, odpadamy z rozgrywki. Czasami szybciej niż inni, czasami później, zależnie od naszych poczynań.
Tematycznie jest w grze wiele sensu. Mechanika świetnie odzwierciedla to co ma odzwierciedlać – np. stres związany z angażowaniem się w pewne czynności czy braniem na siebie zbyt wielu obowiązków. Nie bez znaczenia są wspomniane wyżej zróżnicowane karty – to jak wielu zajęć możemy się tu podjąć jest bardzo fajne – pozwala wczuć się w postać i budować ciekawe, rozbudowane historie.
Regrywalność:
Pod kołderką klimatu kryje się średnio ciężkie euro o przystępnych zasadach. Jest w nim sporo powtarzalności jeżeli chodzi o to co robimy – postaw klepsydrę, weź coś lub przesuń coś i zgarnij zasoby. Dlatego uważam, że ważna jest losowość w taliach kart. Co się pojawi i kiedy – trudno przewidzieć, ale przyjemnie kombinuje się z tym co rzuca nam w danym momencie gra. I choć różnice np. w Projektach nie są kolosalne to myślę, że wystarczające, by zapewnić tytułowi przyzwoitą regrywalność.
Próg wejścia (przystępność):
Z początku jest sporo tłumaczenia – omówienie poszczególnych typów kart oraz faz gry może chwilę zająć. Pierwsze kroki mogą być nieco toporne, ale w miarę postępu rozgrywki wątpliwości powoli znikają i myślę, że po tej pierwszej partii powinno być już prawie wszystko, jeżeli nie wszystko w pełni zrozumiałe (tak grając na samej podstawce, jak i z dodatkami). Niestety delikatny minus zalicza ode mnie instrukcja – nie raz sięgałem do tej anglojęzycznej, by dobrze zrozumieć o co chodzi.



Negatywna interakcja:
Jak dla mnie to zbyt mała. Podbieranie kart to niewiele. Aczkolwiek podoba mi się forma interakcji jaką dostarczają Projekty Grupowe, w których udział może brać więcej niż jedna osoba co zwiększa nagrody dla biorących udział – to może nie jest jakoś mocno negatywne, bo można jedynie zająć miejsce na karcie innemu graczowi, ale fajnie coś takiego pasuje tematycznie do gry.
Losowość:
Pasuje – jak to w życiu – nie zawsze wiadomo co przyniesie kolejny dzień. Czy akurat będzie wolny wakat w jakiejś pracy, czy przyjdzie nam do głowy jakiś pomysł na projekt itp. I choć pewnie mogłoby się wydawać, że spora ilość kart to też duża losowość, która psuje zabawę, to nie wydaje mi się, by w przypadku W Pogoni za Szczęściem miało to negatywny wpływ na rozgrywkę.




Podsumowanie:
To klawa gra jest, której najmocniejszą stroną jest klimat. Kropka. Jako symulator życia sprawdza się bardzo dobrze. Niepozbawiona wad broni się dzięki wielkiej różnorodności kart, które otwierają szerokie pole do, w pewnym sensie, przeżywania życia na barwne, ciekawe i pod wieloma względami wyjątkowe sposoby. Dróg do szczęścia jest tu całe mnóstwo, które choć pod względem rozgrywania nie różnią się zbytnio między sobą to jednak ostatecznie wystarczająco, by od czasu do czasu na planszę W Pogoni za Szczęściem chcieć wrócić. To świat bardzo kolorowy (choć szata graficzna jest co najwyżej umiarkowanie ładna) poprzetykany ciekawymi, małymi mechanizmami spośród których wyróżnić chcę przede wszystkim: system krótkotrwałego szczęścia – bo daje zniżki lub podnosi koszty realizowania Projektów. Niby nic (nierzadko nawet o tym zapominałem), a jednak potrafi fajnie przyspieszyć realizację naszych planów (bądź znacznie je spowolnić). Z drugiej strony może być też efektem powstania pokaźnego zdystansowania względem prowadzącego w rywalizacji gracza. Bo niestety, ale gdy ktoś mocno nam odskoczy, a już szczególnie w posiadanych do użycia klepsydrach, możemy mieć niemałe problemy by go dogonić – i właśnie zniżki do projektów bywają wtedy ważne, oj ważne. Poza tym spoko jest też kontrolowanie poziomu stresu oraz limit posiadanych kart. Ten drugi jest oczywiście niewymagany, ale zignorowany spowoduje zestresowanie naszej postaci, co w efekcie prowadzi nawet do… planszowej śmierci. Znowu proste, nieduże rozwiązanie, a nieźle trzyma grę w ryzach.
Małe plusy lecą za dodatki – nie wiem czy niezbędne, ale jednak fajnie, że są – to w końcu zawsze więcej kart, no i nowe mechanizmy. Aha, i przecież też za to, że szybko można sobie grę przygotować do partii czy za w miarę przystępne reguły, które szybko z pamięci raczej nie wypadną.
I w tym miejscu wtrącę jeszcze o rozszerzeniach. Dodatkowych kart miałem do kompletu sporo, ale skupmy się na komponentach pochodzących z tylko dwóch pudełek: Społeczność oraz Przeżyj to Sam. Przede wszystkim oba wprowadzają dość łatwe do ogarnięcia urozmaicenia. Warto przypomnieć, że, po pierwsze: dołożenie ich do podstawki wiąże się z utratą sporej części wolnej powierzchni stołu. Po drugie: i to też tylko powtórzenie – nie wiem jak rozróżnić, które karty pochodzą z którego dodatku. Robiłem sobie zdjęcia, by móc to potem rozdzielić.
No dobra, a co dobrego? W Przeżyj to Sam mamy możliwość rezerwowania kart do zagrania na później. Co ciekawe, przechowywanie ich na specjalnie przeznaczonej do tego planszetce, pozwala na zdobycie dodatkowych punktów szczęścia. Przydatne, choć wiąże się z tym pewna trudność – otóż im dłużej trzymamy daną kartę 'na potem’ tym więcej szczęścia za nią dostaniemy, ale z drugiej strony blokujemy sobie ją na jakiś czas – tu pojawia się konieczność planowania dość mocno w przód.
W Przeżyj to Sam są też karty Dzieci. Fajnie uzupełniają wątek posiadania i budowania w grze rodziny. Dzieci, co nie dziwi, wiążą się z obowiązkami – kosztami, ale mogą dać nam przy okazji fajne profity.




Z ważniejszych rzeczy, które wprowadza dodatek Społeczność (i ten zdecydowanie bardziej mi się podoba) to pojęcie Popularności, która może okazać się nierzadko świetnym źródłem punktów szczęścia. Zdobywając Popularność w efekcie angażowania się w karty Społeczności, awansujemy na specjalnym torze, który podzielony jest na strefy. Te zaś wskazują jak bardzo znani i lubiani jesteśmy – idą za tym punkty zwycięstwa oraz określenie jak wiele klepsydr możemy użyć na kartach Społeczności w pojedynczej rundzie. Cały ten system napędza się trochę sam – angażujemy się, zyskujemy coś, awansujemy w Popularności, zgarniamy punkty i możemy więcej się angażować. Fajne.
No i co pewnie ważne dla niektórych – dodatek zapewnia też elementy potrzebne do rozegrania W Pogoni Za Szczęściem w pięć osób.
Podsumowując: rozszerzenia wprowadzają więcej 'tego samego’, dwie spore zmiany i trochę tych mniejszych, nazwijmy je: kosmetycznych. Czy są bardzo potrzebne do dobrej zabawy? Myślę, że nie, ale dobrze się z nimi grało. Finalnie raczej wolę z nimi niż bez. Nieźle dopełniają całości.
Ok, czas kończyć. Zatem: nie widzę tu niczego mechanicznie nadzwyczajnego. To po prostu porządnie zaprojektowana planszówka, w którą gra się przyjemnie. Tylko celem zostawienia sobie tej przyjemności na dłużej, planuję siadać do W Pogoni Za Szczęściem z umiarkowaną częstotliwością. Klawo czasami wrócić do zabawy w marzenia o innym życiu, klawo więc, że tytuł ten otwiera drzwi do takiej przygody.





Najbardziej lubię (mocna strona):
Klimat.
Najmniej lubię (słaba strona):
Wygląd/jakość wykonania.
Recenzja dokonana dzięki uprzejmości wydawnictwa Czacha Games. Dzięki!