Uwaga, ważne. Materiał reklamowy – egzemplarz gry otrzymałem bezzwrotnie od wydawnictwa Nasza Księgarnia.
Info:
Autorzy: Antoine Bauza, Théo Rivière, Corentin Lebrat, Ludovic Maublanc
Polski wydawca: Nasza Księgarnia
Liczba graczy: 2-5
Czas gry: ~25 minut?
W skrócie i ogółem – o zasadach:
W uproszczeniu zabawa w Draftozaura polega na przekazywaniu między graczami pionków dinozaurów oraz wybieraniu i umieszczaniu ich na planszach.
Nieco bardziej szczegółowo jest natomiast tak, że: (w zależności od liczby graczy) przygotowujemy pulę pionków, które wkłada się do woreczka. Bierzemy kostkę, miseczki, plansze i możemy grać. Zaczynamy od dobrania po sześć pionków na osobę i włożeniu ich do miseczek. Później jest turlnięcie kostką, która wskazuje część planszy gdzie dozwolone będzie wystawianie w danej turze dinozaurów (to ograniczenie nie dotyczy rzucającego – ten kładzie na dowolnie wybranym polu, oczywiście stosując się do jego wymagań). Następnie wybieramy jednego dino ze swojego pojemnika – wszyscy równocześnie – by po chwili umieścić go w strefie na planszy. Później przekazujemy swoją miskę z pozostałymi pionkami do sąsiada i odbieramy nową dla siebie. Teraz zmieniamy pierwszego gracza, który będzie za chwilę znowu turlał kostką.
Gramy dwie rundy (cztery jeżeli śmigamy partię dwuosobową), po każdej uzupełniamy miski nowymi pionkami, te wystawione na planszach zostają do końca partii.
Pola na planszach mają różne warunki wykładania i punktowania. Są to np.:
- łąka różnorodności: mieści maksymalnie sześć dinozaurów, układa się je od lewej do prawej, im dalej zajdziemy tym więcej punktów zgarniemy.
- Leśne trio: tu wkładamy do trzech dowolnych dinozaurów, ale tylko za komplet dostaniemy siedem punktów.
- Preria miłości – góra sześć pionków, za każdą parę pięć punktów.
- Czujka: mieści jednego dino i daje po dwa punkty za każdego takiego samego u gracza siedzącego po naszej prawej.
Po więcej odsyłam oczywiście do instrukcji.
Wrażenia, refleksje, szczegóły:
Wykonanie:
Jest ładnie! Masa pionków o różnych kształtach, barwne plansze, niezły woreczek, spoko pojemniki. Zawartości jest dużo, patrząc na rozmiary pudełka można się mile zaskoczyć jak wiele upchnięto w środku. Ma to jednak niestety małą wadę – właśnie to, że trzeba kapkę upychać, by domknąć wieczko. Ponadto średnio wygodne jest ukrywanie tego co mamy w miseczce – niby wystarczy użyć dłoni, ale do komfortu, który dają (w mechanice draftu) zwykłe karty, jest niestety daleko.
Koniec końców wykonanie i prezencja Draftozaura stoi na wysokim poziomie. To zaleta również z uwagi na grupę docelową tytułu – gra rodzinna, lekka, może nawet dla małych dzieci.
Czas rozgrywki:
Szybko. Dynamicznie. Śmiga sprawnie, bez zgrzytów. Proste mechanizmy zazębiają się i działają jak należy. Pojedyncza partia nie powinna zająć zbyt wiele czasu – te kilkanaście, może kilkadziesiąt krótkich minut i po wszystkim.
Klimat:
Szczyptę dodaje wykonanie, ale w trakcie rozgrywki był dla mnie prawie nie dostrzegalny – ot po prostu zbieranie kolorowych figurek na kolorowych planszach.
Regrywalność:
W dużej mierze wynika z losowości (kość, pionki) i mechaniki draftu. Ciężko o powtórkę z poprzedniej rozgrywki, szczególnie, że wiele zależy od decyzji samych graczy – jeśli w tej warstwie będzie się działo, to i grać będzie przyjemniej. Na dodatkowy plus zaliczam dwie różne strony plansz gracza, które niosą ze sobą różne warianty punktowania.
No nie jest to złożona gra oferująca jakieś wielce barwne wybory, ale w swojej kategorii, z regrywalnością daje radę.
Próg wejścia (przystępność):
Bardzo, bardzo niski. Reguły tłumaczyło się szybko i bez trudu. Nie znalazłem tu nic skomplikowanego – gra w sam raz dla początkujących.
Negatywna interakcja:
Skupia się wokół podbierania (ewentualnie odrzucania – w grze na dwie osoby) dinozaurów z miseczek. Warto obserwować co zbiera i co może chcieć pobrać w kolejnych ruchach nas sąsiad i ewentualnie na to reagować.
Czy jest to bardzo negatywne? Trochę na pewno. Najważniejsze, że Draftozaur na tym nie traci – to dobry mechanizm, pozytywnie wpływa na rozgrywkę. Podoba mi się taka forma interakcji, jest wystarczająca jak na tytuł tej 'wagi’.
Losowość:
Średnia – bo spory wpływ na partię ma to co uda się nam wyciągnąć z woreczka. Kluczowy może okazać się również wynik rzutu kostką – zmusza bowiem do wykładania dinozaurów we wskazane miejsce. Wiele zatem zależy od losu, ciężko zaplanować na kilka kroków w przód – raczej jest to kwestia reagowania oraz wybierania tego co aktualnie najlepiej pasuje (z lekkim podejmowaniem ryzyka – może uda się dobarać za chwilę to co akurat potrzebne i jeszcze trafimy z kostką).
Podsumowanie:
Kompaktowa, kolorowa, szybciutka, prosta i z przestrzenią do wrednych zagrywek. Nieco fajniejsza wydaje się na dwie osoby, bo mamy kapkę więcej kontroli nad zawartością krążących między graczami miseczek (ale i równocześnie jesteśmy zmuszeni do ciut agresywniejszego prowadzenia gry). Odrzuca się wtedy bowiem jednego pionka przed każdym przekazaniem elementów do przeciwnika.
Jako planszówka z gatunku 'family’ – świetna. Ubrana w piękne szaty i z ciekawym tematem ma spore szanse przypaść do gustu graczom już przy pierwszym wejrzeniu. A potem mechanicznie jest po prostu jak najbardziej poprawnie – bez większego szału, ale w sam raz na rozpoczęcie przygody z grami bez prądu lub na przyjemne spędzenie czasu przy nieskomplikowanym tytule.
Z drugiej jednak strony nie znalazłem tu niczego co wypychałoby Draftozaura przed szereg spośród tłumu gier o podobnej mechanice. Podany jest owszem w ładnej formie, działa jak należy, zapewnia odpowiednią regrywalnosć, ale… tylko tyle. Albo aż tyle?… Pewno wiele rozbija się tu o znajomość gier z tej samej półki. Gdybym w Draftozaura zagrał ze dwa, trzy lata temu to kto wie, możliwe, że chętnie i przez długi czas w niego grał. Dziś już tak nie będzie. Jego mechanizmy choć zazębiają się prawidłowo i oferują spoko rozrywkę, finalnie nie wnoszą nic co 'starego gracza’ zaskoczy i przygwoździ do stołu na długie godziny. Tak mi się przynajmniej wydaje.
Dlatego nie dziwi mnie, gdy czytam, że Draftozaur się komuś podoba – tytuł ten ma przecież mnóstwo zalet. Mi jednak te zalety po prostu nie wystarczą. Gra fajna, ale JUŻ nie dla mnie.
Najbardziej lubię (mocna strona):
Wykonanie. Spoko warunki punktowania.
Najmniej lubię (słaba strona):
Nic nadzwyczajnego od strony mechaniki, w dużej części to samo co już znam z innych gier.
Recenzja dokonana dzięki uprzejmości wydawnictwa Nasza Księgarnia. Dzięki!