Uwaga, ważne. Materiał reklamowy – egzemplarz gry otrzymałem bezzwrotnie od wydawnictwa Portal Games.
Info:
Autorzy: Raphaël Guiton, Jean-Baptiste Lullien, Nicolas Raoult
Polski wydawca: Portal Games
Liczba graczy: 1-6
Czas gry: ~60 minut?
W skrócie i ogółem – o zasadach:
Kolejne wydanie gry, która doczekała się bardzo mocnej w ostatnich latach, eksploatacji. Wiele różnych odsłon, w różnych 'światach’ co, zdaje się, oznacza niesłabnącą popularność serii. Zombicide, bo o niej oczywiście mowa, to już chyba absolutny klasyk w swojej kategorii. Oto soczysta, gęsta młócka z zombiakami w roli głównej, przypudrowana masą broni wszelkiej maści i w towarzystwie ciekawych, wyrazistych postaci z systemem otwartym na tworzenie scenariuszy czy rozbudowę o rozszerzenia.
W drugiej edycji Zombicide gracze wcielają się w Ocalałych (czasami jedna osoba będzie sterować więcej niż jedną postacią) i stają naprzeciw hord Zombie. Cel rozgrywki definiowany jest przez scenariusz, ale poza nim graczom przyjdzie po prostu stawić czoła nieumarłym szwendającym się niejednokrotnie niemal w każdym miejscu planszy. Jest tutaj sporo turlania kostkami, które określają wyniki ataków, jest sporo eksplorowania w poszukiwaniu sprzętu, nie brakuje poruszania się i pozycjonowania, co pomaga skutecznie likwidować lub unikać starć z Zombie. Postaci wymieniają się ekwipunkiem, czasami jeżdżą autami i rozjeżdżają przeciwników. Używają zdolności czy generują hałas, który zwabia umarlaków.
W trakcie partii rozwija się postać odblokowując kolejne umiejętności. Dzieje się to dzięki zdobywanym Punktom Adrenaliny za zabijanie Zombie. Na Torze Zagrożenia na planszy każdego Ocalałego zaznaczamy postęp Adrenaliny. Po wejściu w strefę w innym kolorze niż poprzednia zyskujemy nową zdolność (rozpisano je na karcie Ocalałego). Warto jednak pamiętać, że rozwój postaci i kolor strefy ma znaczenie również dla ilości pojawiających się w grze zombiaków. Otóż na ich kartach zaznaczono podział na cztery kolory – takie same jak na Torze Zagrożenia każdego bohatera. I to właśnie najwyższy w danym momencie poziom dowolnego Ocalałego mówi nam, którą linijkę z karty Zombie rozpatrujemy. Zatem im lepiej się rozwijamy, tym w teorii ma być trudniej całej drużynie.
Duże znaczenie dla rozgrywki ma plansza. Składana z kafelków zgodnie ze scenariuszem tworzy obszar gry podzielony na strefy wewnątrz i na zewnątrz. Gracze będą często rozwalać drzwi do pomieszczeń co zmusza ich do sprawdzenia i dołożenia figurek Zombie do środka. Poza tym potwory pojawiają się również na dworze, wchodząc z różnych stron planszy na pola ulic.
Układ planszy oraz bycie wewnątrz lub na zewnątrz wiąże się z Polem Widzenia oraz możliwością atakowania. Wykorzystywanie pomieszczeń oraz zakrętów podczas poruszania się to ważny element rozgrywki.
Ważny jest też tzw. Hałas generowany przez samych bohaterów oraz dokładany na planszę w postaci żetonów np. w efekcie użycia broni. Bo Zombie ciągną do Hałasu. Można je więc zmylić w taki sposób, by odciągnąć od jakiegoś kluczowego miejsca.
Poza tym warto wspomnieć, że występują tu różne typy Zombie o różnym poziomie punktów życia – niektóre zabić jest łatwiej, inne trudniej (są też specjalne Abominacje, o dodatkowych umiejętnościach). Nie brakuje przydatnego ekwipunku. Są tryby rozgrywki urozmaicające i modyfikujące poziom trudności zabawy.
A po więcej odsyłam oczywiście do instrukcji.
Wrażenia, refleksje, szczegóły:
Wykonanie:
Jakość i szata graficzna – pierwsza klasa.
Armia plastiku to chyba pierwsza co rzuca się w oczy. Masa figurek, z których większość to tytułowi nieumarli. Co ciekawe i zdecydowanie na plus – są wśród nich różne modele, to nie kalka z pojedynczego szablonu. Fajnie się na to patrzy, gdy po mieście szlaja się ciągle coś innego. Z drugiej jednak strony segregowanie i umieszczanie tego wszystkiego z powrotem w pudle jest niezbyt wygodne.
Cieszą podstawki dla graczy z miejscem na karty. Ekstra rozwiązanie, choć suwaki na Torach Zagrożeń chodzą słabo – drażniły mnie i czasami zdawało się, że przeskoczyłem o punkt za daleko.
Nie podoba mi się, że istotne informacje o postaciach są zawarte również na tyle ich karty. Owszem, podstawka gracza ułatwia (jest wgłębienie na palec) obracanie, ale wolałbym nie musieć tego robić, by coś sprawdzić – to szczególnie uciążliwe, gdy gra się np. dwoma czy trzema postaciami jednocześnie.
Czas rozgrywki:
Myślę, że około godzina, może półtorej, to w miarę celne ramy czasowe na pojedynczą partyjkę. Nie za długo, nie za krótko jak na grę tego kalibru. Poza tym całość chodzi płynnie, ruchy wykonuje się sprawnie i szybko. Co ważne, nie nudziłem się nawet wtedy, gdy musiałem czekać na swoją kolej (kiedy współgracze odpalali każdy po dwie postaci). Raz, że nie czeka się specjalnie długo, a dwa że jest co przedyskutować, bo to w końcu wspólne zmagania – jeśli zginie choć jeden z Ocalałych – przegrywamy.
Klimat:
Wyborny. To najsilniejsza strona Zombicide i chyba zawsze taka była. Przytłaczająca obecność Zombie, masa figur, fajne postaci Ocalałych, ogólna rozwałka. O to tu chodzi i tą rolę gra spełnia wyśmienicie. Podoba mi się też to, że nie jest ciężko wgryźć się w zasady, a sama rozgrywka jest raczej lekka przez co można przyjemnie, bez głębszego móżdżenia po prostu poganiać sobie po planszy i wykończyć trochę paskudnych stworów. Na plus.
Regrywalność:
Dzięki ogromnej liczbie scenariuszy zawartych w instrukcji oraz sporej zmienności i losowości czy to w kartach czy kostkach można się całkiem nieźle i długo bawić z Zombicide’m. Jeśli komuś zależy na łatwym (w sensie obsługi i niskiej złożoności) tytule gdzie turla i wczuwa się w klimat to myślę, że w ma spore szanse znaleźć tu coś dla siebie. Choć sam średnio czuję się targetem planszówki tego typu, nie żałuję czasu spędzonego z nią przy stole. Jeśli już miałbym grać w coś z tej półki to Zombicide z pewnością zasługuje na wzięcie pod uwagę.
Próg wejścia (przystępność):
Instrukcja jest długa przez co zdaje się zwiastować moc skomplikowanych reguł. To pozory – gra nie jest bardzo złożona, reguły opanowałem szybko i bez większego trudu. Podczas wyjaśniania współgraczom też poszło gładko. Przy okazji warto zaznaczyć, że sporą część stron zeszytu zajmują scenariusze – aż 25 plus samouczek.
Negatywna interakcja:
To kooperacja, więc po prostu sporo sobie pomagamy likwidując różne zagrożenia czy dzieląc sprzętem.
Losowość:
Znaczna. Wiele od niej zależy, ale taka już cecha tej gry. Ma być sporo turlania, ma być niespodziewanie jeśli chodzi o pojawianie się Zombie i tak właśnie jest. Pasuje mi to, akceptuję i uważam, że losowość wpasowuje się bardzo dobrze do całej mechaniki.
Podsumowanie:
Mniej więcej wiedziałem na co się piszę. Wiedziałem, że będzie sporo rzucania kostkami, że przyjdzie prawie bez przerwy wykładać i zdejmować figurki. Że po prostu sporo gania się po planszy, wali z różnych broni i coś tam zależy od szczęścia. I często nie jestem fanem takiej formy rozrywki, ale to w końcu Zombicide!
Kiedyś troszkę zagrałem, nawet nie tylko w pierwszą edycję, ale też w którąś po drodze, chyba Plack Plague. To było ciut za mało, by wyrobić sobie zdanie, więc żeby zmienić ten stan rzeczy wgryzłem się w nowe wydanie.
I powtarzam – nie żałuję. To gra w sam raz na luźną, ale emocjonującą współpracę w gronie przyjaciół. Przyjemnie pobiegać po ruinach i powalczyć z czającymi się wszędzie zombiakami. Jest klimatycznie, jest zaskakująco, nie brakuje pola do współpracy, lekkiego kombinowania i śmiechu. To środowisko krótkich i klawych przygód, przystępnych dla gracza zarówno początkującego jak i zaawansowanego. Nie dziwi zatem, że Zombicide doczekał się tylu różnych wersji.
Pomijając już kwestie związane z wyglądem i mechaniką chcę zwrócić uwagę na elementy gry, nazwijmy je, dodatkowe. Ilość scenariuszy – te aż 25 propozycji to połączenie dziesięciu z poprzedniej edycji (skalibrowane pod drugą edycję) i piętnastu kolejnych. Fajnie, że mają różne poziomy trudności oraz podany szacowany czas rozgrywki. Całkiem nieźle, że są niezależne od siebie, aczkolwiek… nie do końca nieźle, że jednak jakaś mini kampania, bo mógłby być smakowity kąsek. Opisy poszczególnych misji też chętnie widziałbym dłuższe, ale to już czepianie na wyrost. Ogólnie: na plus.
Podoba mi się, że w pudle jest aż dwanaście różnych postaci (do rozgrywki używamy sześciu) i że można je różnie rozwijać – po pierwszym wejściu na 'level’ dostajemy zawsze dodatkową akcje, ale potem wybieramy już konkretną umiejętność z dwóch lub trzech dostępnych. Niby niewiele, a jednak.
Dodatkowe warianty gry – w tym możliwość grania z autami. Fajna sprawa, coś co ewidentnie działa na moją wyobraźnię. Do tego też parę innych opcji do wyboru, można więc dostosować grę do swoich preferencji, w tym również nieco ją ułatwić lub utrudnić. Dobrze, że to wszystko zostało zawarte w instrukcji.
Jeśli miałbym na coś ponarzekać to głównie na rozkładanie i składanie komponentów. Wspominałem już o tym, że wkładanie figurek w przegródki mi nie leży, nawet jeśli w pudełku przygotowano do tego małą, obrazkową pomoc. Poza tym kiepski suwak na Torze Adrenaliny oraz kwestia obracania karty postaci, żeby sprawdzić umiejętność (lub sięgania w tym celu do instrukcji…).
Neutralne (z delikatnym wskazaniem na minus) jest też to, że grając w składzie osobowym mniejszym niż sześciu graczy trzeba liczyć się z koniecznością prowadzenia więcej niż jednej postaci. Osobiście wolę kontrolować jedną – raz, że przyjemniej się w taki sposób wczuć, a dwa, że najzwyczajniej łatwiej ogarnąć wszystkie karty i zdolności. Widzę w tym pewien problem, głównie dla osób bez planszowego doświadczenia.
Finalnie Zombicide oceniam bardzo dobrze. Podobnych tytułów już trochę w życiu widziałem, dlatego nie mogę powiedzieć, że to tytuł wybitny, ale w swojej kategorii z pewnością zajmuje mocną pozycję.
Najbardziej lubię (mocna strona):
Klimat.
Najmniej lubię (słaba strona):
Składanie i rozkładanie. Niewygodna obsługa karty postaci – żeby sprawdzić co jest po drugiej stronie.
Recenzja dokonana dzięki uprzejmości wydawnictwa Portal Games. Dzięki!