Przygoda, przygoda! Czyli o grze Mortum. Średniowieczny Detektyw.

Uwaga, ważne. Materiał reklamowy – egzemplarz gry otrzymałem bezzwrotnie od wydawnictwa G3.

Info:

Autor: Sergey Minevich
Polski wydawca: G3
Liczba graczy: 1-6
Czas gry: ~120-180 minut?

Mortum to gra przesiąknięta fabułą aż do samego szpiku. Oto wciągająca przygoda podzielona na trzy akty, zbudowana na kartach i stosie żetonów Rozbudowana, barwna, miejscami nawet straszna przygoda wymaga dedukcyjnego podejścia do tematu, a także mocnej współpracy między graczami. Akcja dzieje się w uniwersum opartym o realia średniowiecza, na terenach leżących gdzieś w Europie. W tym fantastycznym świecie nie brakuje magii, niebezpieczeństw i zaskakujących tajemnic czekających na odkrycie.

W pudełku z grą nie uświadczymy klasycznego zeszytu z regułami. Wszystko co trzeba wiedzieć, by zagrać znajduje się na kartach i jednej dodatkowej kartce z FAQ. Od otwarcia pierwszego opakowania z początkowym scenariuszem, Mortum poprowadzi nas 'za rączkę’, wprowadzając w meandry karcianki w sposób prosty i wygodny. Zazwyczaj nie jestem zwolennikiem takiego rozwiązania, ale szczęśliwie tu wszystko poszło gładko i bez większego trudu przełknąłem pigułkę potrzebnych informacji, by szybko móc zacząć grę numer jeden.

Model rozgrywki jest prosty, wymaga znajomości jedynie niewielkiej liczby akcji wraz z garścią pomniejszych detali. Z grubsza wygląda to tak, że czytamy opisy i decydujemy co chcemy zrobić. Gdzie pójść, z kim pogadać. Dostępne wybory w większości przypadków opisane są zwykłym numerkiem, który odnosi się do konkretnej karty. Wykonanie akcji polega ni mniej, ni więcej, na dobraniu takowej i odczytaniu treści. Wykorzystanie żetonów nie jest problemem, zazwyczaj polega po prostu na odrzuceniu jakiegoś lub oznaczeniu miejsca na mapie wraz z polem z godziną na karcie czasu. W odpowiednim momencie rozpatrzymy potem zaplanowaną czynność (np. obserwacja danego miejsca czy przeszukanie).

Dlatego rozpoczęcie przygody w świecie Mortum do ciężkich zadań nie należy. Ale za to wymaga czasu. Tego potrzebujemy (dla pierwszego scenariusza trochę mniej) około dwie, trzy godzinki na pojedynczą historię – grałem chwilę solo, a głównie we dwoje. Być może podchodząc do sprawy w większym gronie ramy te zmienią się trochę na plus bądź minus, ale obstawiam, że raczej nieznacznie. Ponadto warto zaopatrzy się w sporo wolnego miejsca na stole, bo karty są dość duże i zajmują też sporo miejsca (szczególnie wtedy, gdy chcemy mieć do nich wygodny dostęp przez całą rozgrywkę). Czy potrzebujemy notatnika i czegoś do pisania? Być może, choć raczej w niewielu przypadkach. Sam korzystałem z tego głównie na koniec partii, gdy przychodziło do odpowiadania na pytania.

A wykonanie? Całkiem niezłe, chociaż nie ma tu też zbyt wiele do oceniania. Niezbyt duże pudełko mieści w środku trzy dodatkowe, małe, z taliami kart w środku. Do tego jest troszkę żetonów i wspomniana kartka z FAQ. Fajnie, że insert (który tworzy rynienkę na mniejsze pudełka) został usztywniony kartonem, przez co nie uległ zniszczeniu w transporcie czy podczas przekładania gry z miejsca na miejsce (taki drobiazg, a jednak cieszy). Poza tym karty, jak wspomniałem, są dość spore, a przez to zabierają też sporo przestrzeni na blacie. Spowodowane jest to pewnie po części znaczną ilością tekstu, który na nich dominuje. Obrazków mamy niewiele, rzadko przychodzi zawiesić oko na czymś na dłużej.

Każda z trzech części Mortum stawia przed nami odrębne wyzwanie, na początku określając czego musimy się dowiedzieć. Nie znaczy to jednak, że są one wyrwane z kontekstu – wspólna nić bowiem, łączy wszystkie trzy skrawki w jedną spójną historię.

Poziom trudności zagadek nie jest specjalnie wygórowany. Ale nie jest też banalnie prosty. Do niektórych wniosków doszliśmy dopiero po dłuższym zastanowieniu i wewnętrznych pertraktacjach. Nie były więc tak zupełnie oczywiste. A końcowe, punktowane pytania zaskoczyły nas co najmniej kilkukrotnie, zmuszając do prześledzenia jeszcze raz poczynionych kroków i zbadania gdzie mogliśmy popełnić błąd. Ponadto cieszy, że właśnie na etapie ustalania rezultatu końcowego możemy zdecydować o przeczytaniu finalnego wyjaśnienia bądź nie. Dzięki czemu nie zamykamy sobie drogi do ewentualnego ponownego przejścia danej sprawy. Chociaż sam nie widzę w tym większego sensu (głównie w przypadku, gdy uda się dość mocno ugryźć historię i odkryć większą część kart). Wtedy ciekawiej było po prostu doczytać, przejrzeć co umknęło i zakończyć rozgrywkę na tym etapie. Trudno jest mi też wyobrazić sobie sytuację, w której komuś idzie tak słabo, że dowie się na przestrzeni jednej partii na tyle mało, by faktycznie mieć poważne powody do podjęcia tego samego scenariusza po raz kolejny. Niemniej jednak dobrze, że jest możliwość, by to zrobić.

Współpracując w duecie nie udało się nam przejść wszystkiego na tzw. 100% (tylko w pierwszej historii wbiliśmy punkty na najwyższy próg), ale zawsze byliśmy blisko lub bardzo blisko odkrycia pełnego obrazu. Pozostał wtedy lekko gorzki posmak, że czegoś nie udało się odgadnąć, że umknął kluczowy wątek, ale perspektywa rozgrywania wszystkiego na nowo, czytania znowu dużych bloków tekstu i podejmowania podobnych decyzji nie wydaje się odpowiednio przekonująca.

I tu warto zaznaczyć, że 'zrobienie’ każdej z trzech odsłon Mortum za pierwszym podejściem na max’a wydaje się być zadaniem niemal niemożliwym do osiągnięcia. To poczucie graniczy u mnie z pewnością, przynajmniej w przypadku talii drugiej i trzeciej. Trudno to dokładnie sprawdzić, nie analizowałem w pełni wszystkich możliwości, ale myślę, że z wybraną przez nas drużyną, posiadaną wiedzą oraz kolejnością nabywania nowej, nie bylibyśmy w stanie przejść tych misji na 'stówę’ za jednym razem.

Z tego też powodu Mortum sprawia czasami wrażenie, że jest trudniejszą, bardziej wymagającą grą niż w rzeczywistości faktycznie jest. Ma to swoje dobre i złe strony. Wiedząc, że mogliśmy kampanię rozegrać lepiej czułem lekki niedosyt, ale gdyby jednak udało się dowiedzieć wszystkiego za jednym zamachem czułbym się jeszcze gorzej, bo wtedy gra okazałaby się po prostu zbyt łatwa, byłaby samograjem, które trzeba po prostu przeczytać i tylko trochę pomyśleć jak spożytkować swoje zasoby.

I jeszcze jedno: fabuła. To bardzo mocna strona Mortum. Gra opowiada historię wciągającą, opisaną długim tekstem (czasami chyba nawet zbyt długim), z fajnie skonstruowanym światem, w którym występują postaci o różnych charakterach i ciekawych zachowaniach. Jest wiele wątków do pociągnięcia, a co ważne, nie każdy z nich dostarcza wartościowych informacji. Miło zanurzyć się w tym miejscu, by poczuć choć przez chwilę ducha czegoś na wzór starych gier RPG. Nawet jeżeli jest to na dobrą sprawę pocięta paragrafówka, w której przez większość czasu przyjdzie nam jedynie czytać i analizować.

Mortum dzięki prostej obsłudze i bogatej warstwie fabularnej nagradza świetnie spędzonym czasem. Choć warto zauważyć, że te dwie czy trzy godziny to jednak sporo, a odrywanie i rozpraszanie się podczas zabawy mocno zakłóca odbiór, psuje nieco frajdę z wcielania się w średniowiecznych detektywów. Zatem jeśli mogę coś zalecić, to właśnie zagospodarowanie sobie odpowiednio dużo wolnego czasu, by móc dobrze wczuć się w klimat.

Sam nie jestem pewien czego tak do końca spodziewałem się po tej grze. Przed dorwaniem egzemplarza obiecywałem sobie głównie soczystą przygodę w klawym uniwersum oraz nieskomplikowane reguły bez rozbudowanej mechaniki. Twór w sam raz na wieczór solo lub we dwoje. Na spokojnie, gdy chce się trochę pograć, lekko pogłówkować, przeżyć małą, absorbującą przygodę. Z perspektywy trzech rozgrywek mogę teraz śmiało przyznać, że dokładnie to dostałem. Moc czytania, przyjemne rozmowy nad stołem, rozwiązywanie tajemnic (czasami serio trochę strasznych) i zwyczajnie miło spędzony czas.

Recenzja dokonana dzięki uprzejmości wydawnictwa G3. Dzięki!