Uwaga, ważne. Materiał reklamowy – egzemplarz gry otrzymałem bezzwrotnie od wydawnictwa Egmont.
Więcej zdjęć? Dodatkowy wpis znajdziesz tu: Look inside! – Hollywood.
Kamera. Akcja. *klaps*
Po leniwym opadzie reżyser ugrzązł w fotelu i wyciągnął przed siebie zmurszałe kapcie. Ekipa spoglądała wyczekująco. Jakie braki dostrzegło w dzisiejszych próbach, bądź co bądź, czujne oko pomarszczonego obserwatora? Już za chwilę, już za moment, rozpocznie wykład. Kto chce tego w ogóle słuchać. A w sumie… skoro już tutaj jestem. Niech gada. – Ekhem…
Przeto powiadam – Hollywood. Spory karton, pełen kolorowych kart, dopchnięty trzema dodatkami. Co mądrego mogę o nim napisać? Przeczytajcie.
Faktów garść:
Autor: Nikolay Pegasov
Polski wydawca: Egmont
Liczba graczy: 2-6
Czas gry: ~30 minut
Jak?
System działania gry Hollywood opiera się na kilku bardzo prostych, aczkolwiek dobrych i solidnych mechanizmach. Rozgrywka dzieli się na trzy duże fazy, a te z kolei, na kilka pomniejszych. Zamysł jest prosty – tworzyć najbardziej dochodowe filmy. Jak? Poprzez kompletowanie odpowiednich zestawów kart. O ile część z nich jest odgórnie narzucona – nie można nagrać wideo bez reżysera, gwiazdy i scenariusza, o tyle pozostałe karty są opcjonalne i tylko od inwencji i zasobów zależy, jak wielki projekt uda się zrealizować.
By sfilmować swoje produkcje, gracze najpierw kompletują rękę z dziewięciu kart. Jedną pobierają w ciemno, o inną prowadzą licytację, natomiast siedem kolejnych uzyskują na zasadzie wymiany. Ta polega na przekazywaniu ręki między rywalami, za każdym razem uszczuplając ją o jeden – odkładając kartę do prywatnych zasobów. Po zebraniu puli następuje faza „nagrywania” produkcji, poprzedzona ewentualną dozą złośliwej interakcji – dokładanie towarzyszom negatywnych kartoników. Pamiętając o wymogach przy tworzeniu filmów, gracze montują hollywoodzkie ekipy i prezentują swoje dzieła. Na koniec ocenia się ich wartość, sprawdza kto zgarnie statuetkę na najlepsze wideo roku i przydziela zarobione miliony. Cykl powtarza się trzykrotnie, a producent o najzasobniejszym portfelu – triumfuje.
Sedno:
O czym dobrze pamiętać, zaczytując się tą lekturą? Hollywood to gra familijna. O niezawiłym charakterze. Wydaje mi się, że skierowana raczej do młodszych graczy, bądź tych mniej doświadczonych. I przez taki pryzmat polecam wyciągać wnioski z poniższych akapitów.
To dla mnie łatwizna!
I… akcja!
Czy kręcenie filmów jest trudne? Jeśli wziąć pod uwagę fakt, że nagranie własnego kota telefonem jest dla mnie wyzwaniem – to tak. Nie wspominając o wrodzonej nieśmiałości do zagranicznych gwiazd i niemal pustym portfelu mogę śmiało stwierdzić, że super hitu nie nagram nigdy. No, może prawie nigdy. Ciche marzenia o sławie, pieniądzach i paparazzich w pewnym sensie mogę zaspokoić przy grze Hollywood. I gdy zwrócić uwagę na zasady, okazuje się, że tytuł jest bardzo łatwy w zrozumieniu. Reguły nie należą do skomplikowanych, a czas edukacji żółtodziobów jest krótki. Próg wejścia, głównie ze względu na rodzinny charakter tytułu nie jest wysoki, i pozwala na zabawę na dobrym poziomie. Mechanizmy zazębiają się całkiem nieźle i pasują do ogólnego tematu. Choć całościowo planszówka nadaje się przede wszystkim dla młodego stażem towarzystwa, to nie znaczy wcale, że ci bardziej doświadczeni nie znajdą tam wyzwania dla siebie. Owszem, gra nie jest z kategorii ciężkich i mocno strategicznych, niemniej jednak, to całkiem niezły przyrząd do spędzenia przyjemnych kilkudziesięciu minut w gronie znajomych.
Dodatkowe fidrygałki?
Nie potrafię zdecydować się na dodatek. Zawsze, gdy jakiś pojawi się na rynku, to czekam, aż wydany zostanie jeszcze jeden. Dzięki temu mogę swobodnie oddać się kontemplacji, który kupić pierwszy. I czy kupić w ogóle. Czy jest mi potrzebny? Generalnie niezły rebus, z którego często nie wychodzę przez długi czas lub wcale, by pozostać przy podstawce. Jednak w przypadku Hollywod, gdzie do kartonu dorzucono trzy małe usprawnienia, szybko okazało się, że nie wyobrażam sobie bez nich gry. Po pierwszej partii, którą pechowo wypaczyła losowość, natychmiast dobrałem ekstra karty i tak już zostało. Pojawiają się dodatkowe cele, które definiują co będzie w danej turze punktowane ekstra, pod co dobrze dopasować aktualną strategię. Wpleciono również elementy negatywnej interakcji, które upiększają grę dla złośliwców. I o ile są one jedynie kwestią upodobania, o tyle już bez dodatku w postaci zapasowych reżyserów można nieźle zepsuć rozgrywkę. Wystarczy, że podczas dobierania nie trafi się ich wystarczająco dużo, a ktoś utopi całą swoją produkcję w jednym roku. Nie będzie kasy, nie będzie punktów, nie będzie splendoru i wyimaginowanej wycieczki na czerwony dywan… nie będzie nicz..
Finalnie, w mojej opinii, dodatki są właściwie przymusowe, choć jednocześnie bardzo użyteczne i dodające smaczku w zabawie z Hollywood. Warto wykorzystać je już od samego początku.
Jak Ty wyglądasz?!
Całkiem nieźle. To co znajdziemy w pudełku wraz z samym jego wykonaniem jest wysokiej jakości. Kolorystycznie, choć barwnie jestem ślepcem, całość wygląda bardzo dobrze. Grafiki na kartach, rysunkowa kreska, czytelna plansza, czy nawet nazwy wytwórni filmowych, wszystko to wygląda ładnie i zgrywa się z tematyką gry. Nie zwykłem rozwlekać się nad tym aspektem, więc niech zdjęcia podpowiedzą Wam za mnie.
Czy coś mi przeszkadza? Być może wypraska, która nie jest ze specjalnie trwałego materiału i dość szybko zdążyłem ją popsuć. Do tego planszetki graczy, zespolone ze skrótem zasad wydają się fajnym rozwiązaniem, choć mogłyby być nieco większe. Nie zmienia to jednak faktu, że gra z pewnością plusuje swoim wyglądem i może się podobać.
Replay
Choć prawa rządzące Hollywood są łatwe, a możliwości strategiczne całkiem spore, to pozostaje jeszcze jeden szkopuł, który może rzutować na późniejszą zabawę. Na myśli mam – regrywalność.
Przyjemność składania filmów jest niewątpliwa, szczególnie z perspektywy pierwszych kilku partii. Jednak po pewnym czasie zacząłem dostrzegać, iż wiele kart się powtarza, a system składania obsady jest ciągle ten sam. Nadal można pokombinować, nadal jest fajnie, choć już nie tak ekscytująco jak na początku. Co więcej, chętnie skorzystałbym z większej puli akcji specjalnych, zaplanował inną drogę zwycięstwa… Wykorzystał bardziej potencjał drzemiący w produkcji filmowej. I gdyby popatrzeć z innej perspektywy, odwrotnej niż gry familijnej, tytuł może znudzić się po dłuższej eksploatacji. Ciągłe robienie tych samych akcji, pamiętając, że i tak zabawa zapętla się trzykrotnie w trakcie jednej rozgrywki, z dużym prawdopodobieństwem przestanie ciekawić. To mniej więcej tak, jak z odtwarzaniem ulubionej kasety VHS. Wciąż dobrze odświeżyć ją raz na jakiś czas, w gronie rodzinnym, jednak już nie tak często jak na samym początku.
Klaps, koniec:
Iiii… klaps! Koniec na dzisiaj.
Chmura sztucznego dymu osiadła na zmęczonym dywanie, który odetchnął od szurających butów. Ekipa rozeszła się do domów i z radością powitała nocne światło sąsiedzkiego księżyca. W kącie hangaru dwóch żętelmenów w czarnych garniturach i z błyszczącymi guzikami spoglądało po sobie. 'Tak, młodym się to spodoba. I tej nowej widowni zza oceanu’ – westchnął pierwszy.
’A reszta?’
’Co reszta? Co reszta? Każdy będzie się mógł przy tym dobrze bawić. Bo niby czemu nie? Ja się bawiłem to i inni będą. Pracowaliśmy nad tym sporo czasu, przyniesie owoce, nie martw się.’
’Pewnie masz rację. I wygląd. Nie, to muszą docenić.’
Stali tak, szepcząc, aż przegoniła ich ospała sprzątaczka. 'Jutro kolejny dzień zdjęciowy. Niech to diabli. Znowu tu przylezą…’
Jednym zdaniem:
Hollywood to świetna gra rodzinna z lekkim zacięciem strategicznym i delikatną posypką licytacji, w której odnajdzie się pokaźne grono osób – głównie tych lubiących spokojne główkowanie przy familijnym stole.
Recenzja możliwa dzięki Krainie Planszówek!
Mahalo.
Pamiętaj, zostawiając lajka łechtasz ego autora tekstu i zdjęć.