Żegnajcie

Żegnajcie,

stary rok z uśmiechem. Z pełnym, szerokim, ociekającym radością – uśmiechem. A oczy zwróćcie przed siebie, na ten Nowy, który kształtować przyjdzie Wam wedle własnych upodobań już lada moment…

No i ok! Czas na popularne, o wątpliwym zapotrzebowaniu, podsumowanie minionych miesięcy, które jednocześnie będzie wprowadzeniem w nieznane, ciekawe, niespodziewane…

Zacznijmy od podziękowań. Na dobrą sprawę mógłbym rozpisać się tylko i wyłącznie z tego jednego powodu i zamknąć ten wpis jednym wielkim listem dziękczynnym wobec Was. Wobec tych wszystkich, którzy swój własny, prywatny i często szczupły w ilość czas, poświęcają na czytanie Turlnij. Z okazji pękających na niebie fajerwerków i płynącego rzeką szampana chcę Wam, szanowni czytelnicy, gdzieś tam z głębi mięsistego serducha – podziękować. I to bardzo.

Rzecz druga, nazwijmy ją mini retrospekcją. Zaczęło się w okolicach maja, gdy w nudny weekendowy wieczór, rozmawiając ze znajomym o życiu i innych smętnych głupotach padła propozycja – zróbmy z wolnym czasem coś sensownego. Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, na snuciu planów się kończy, a wybitne idee idą do piachu szybciej niż pojawiły się w głowach. Tak też było i tym razem, z jedną małą różnicą. Zrodziła się nazwa i pomysł, którego realizacja nie wymagała prawie żadnego wysiłku. Nie zmieniała egzystencji żadnego z nas, nie trzeba było ładować w nią wiele wysiłku, a założenie strony kosztowało okrągłe nic. A jeśli „coś” nie zmusza do podniesienia tyłka z wygodnego fotela, to ot tak, żeby spróbować, czasami udaje się to… wykonać.

Jako, iż wydawało mi się, że pisanie to pikuś i chyba się na tym znam, a gier do recenzji mam na kilogramy, uznałem za spełnienie marzeń założenie własnej witryny. Tak powstało pierwsze Turlnij, pełne błędów ortograficznych, ubogie w zdjęcia i mizerne teksty. Ale było. Moje własne arcydzieło, na które patrzyłem i myślałem co by z nim tu jeszcze zrobić. Co poprawić, gdzie pokolorować, jak udoskonalić. Takie tam zwykłe „coś”, zapchajdziura na wolną godzinkę po męczącej robocie.

Szybko okazało się, w jak wielkim błędzie byłem. Z tej krótkiej godziny bardzo szybko przeskoczyłem w dwie, trzy, pięć… Okazało się, że większe możliwości moderacji mam po przejściu na inną platformę, że trzeba będzie wykupić hosting. Że pora popracować nad lepszym szablonem, zrobić kilka zdjęć kota, dodać ciekawsze materiały. Prędko dowiedziałem się, że pisanie recenzji i prowadzenie Turlnij to niekoniecznie musi być zabawa jakiej się spodziewałem. I tu, zainspirowany odległą już rozmową w grupie Gry Planszowe, chciałbym odpowiedzieć sobie i innym na pewne pytanie: Dlaczego chcę recenzować gry?

(To co przeczytacie poniżej, to tylko i wyłącznie moje zdanie, oparte na moich doświadczeniach, połączone z luźnymi przemyśleniami)

Gdy tak naprawdę mocno, porządnie zastanowię się nad tym dlaczego chcę recenzować gry – to jedyna odpowiedź jaka ciśnie mi się na usta to: dla przyjemności. Jeśli mój krótki staż może być dla kogoś przykładem, podpowiem jedno: to jedyny słuszny powód. Przyjemność. Jak to? Już wyjaśniam.

Zakładając Turlnij nie sądziłem, jak wiele pracy i czasu kosztuje tworzenie recenzji i materiałów, nazwijmy je, okołogrowych. Nie mam zamiaru narzekać, nie w tym rzecz. Ale to wszystko, co trzeba zrobić, by grę zrecenzować i dostarczyć w dobrej jakości to… to jest mnóstwo pracy.

Toteż wydaje mi się, że aby zabrać się za to z pozoru lekkie hobby, trzeba najpierw bardzo, bardzo, bardzo, ale to baaaardzo lubić… pisać. Co więcej, dobrze mieć pod ręką drugą połówkę, która bardzo, bardzo, bardzo lubi grać bądź ma olbrzymie pokłady wyrozumiałości i własne zainteresowania. Dlaczego? Bo może przyjść taki czas, gdy zamiast beztrosko pogrywać w ulubiony tytuł, radośnie biegać nago po łące, lub zwyczajnie zasiąść do wspólnego krojenia pietruszki – będziecie chcieli napisać recenzję. Albo dwie, ewentualnie dziesięć. Tylko z początku sądziłem, że usiądę sobie raz w tygodniu, wieczorem przy komputerze i wystukam parę słów o tym i owym. Teraz wiem, że aby zadowolić tą uprzejmą grupę osób odwiedzających mnie regularnie niemal muszę wrzucić coś ciekawego choćby raz w tygodniu. To wciąż jest fajne i to bardziej niż na niegdyś, tyle że pochłania znacznie więcej godzin niż na starcie.

A co z samym graniem? Różnica obecnie jest taka, że zamiast zagrać raz czy dwa, mnożę to przez trzy lub cztery i gram sporo więcej. By rzetelnie ją opisać często nie wystarczy obejrzeć filmiku w Sieci, zagrać dwa razy z kumplem i po sprawie. Nawet gdybym chciał, to prawie niemożliwe poznać tytuł dobrze, poświęcając mu tak mało czasu. I to jest kolejny wysysacz wolnych minut dnia powszedniego. Ogrywanie.

Dodajmy do tego zabawę w wywiady, unboxingi, przygotowanie do zdjęć, posprzątanie i inne takie – mnóstwo godzin wyciętych z życiorysu. To nie do końca „tylko pisanie”, „tylko wrzucanie na fejsa”, „tylko granie w planszówki”. To sporo roboty, która najmocniej odpłaca, w moim przypadku, w kontakcie z Wami. Nie nowe gry, nie prowadzenie strony, a właśnie interakcja z czytelnikami daje najwięcej radości. Coś co nie było w planach na początku powstania strony, a jest jak najbardziej w planach obecnie. I ta właśnie przyjemność to zwrot większy niż uciecha z planszowania i to powoduje, że chce się tworzyć więcej i więcej. Dzięki!

Kontynuując i wracając na pierwotny tor: Rok 2015 dla Turlnij to kompletne początki i sprawdzanie – o czym pisać, jak pisać, co wrzucać, czego nie. I tak na początku trafiło na stronę trochę recenzji powszechnie znanych tytułów o Carcassonne, Seasons czy Robinson Crusoe. Przewinęły się teksty o Festiwalu Gramy oraz teksty o Warhammerze Inwazji oraz Belfort. W okolicach czerwca pojawiły się pierwsze unboxingi, które do dziś przyciągają sporo ciekawskich. Później, w lipcu nastąpił spory przełom, w postaci wywiadów. Te przyniosły mi szczególną radość w tworzeniu, a znaleźć możecie je tu: wywiady

Kolejno pojawiały się zabawy ze styropianem i manualne konstruowanie wypraski i więcej recenzji i unboxingów. Późniejsze miesiące to już stabilny plan, regularne recenzje i fotki. Gdzieś z końcem roku udało się zrealizować projekt, który wzbudził niemałe zainteresowanie: gra w Konwój z autorem, której relację macie tu: vs. Konwój. Ostatecznie, kończąc rok pod choinką znalazłem sprzęt do robienia fotek i od tej chwili starał się będę raczyć Was dużo lepszymi jakościowo zdjęciami niż dotychczas. Przykład jest tu: Look inside! – Cywilizacja Poprzez Wieki.

Rok 2015 muszę uznać za udany i jestem z niego bardzo zadowolony. Jednak szczęście i nasycenie będzie krótkie. Nadal staram się publikować materiały zróżnicowane i maksymalnie ciekawe – tak, by jak najwięcej Was zwabić do siebie i uraczyć czymś fajnym. Toteż z początkiem Nowego Roku prawdopodobnie znajdziecie recenzje gier takich jak: Pandemic Legacy, ExoPlanets, Cywilizacja Poprzez Wieki. Co więcej powinny ukazać się materiały o planszówkach, które zapewne lada moment będą chciały Waszego wsparcia: Mistfall czy Simurgh. W planach są również wywiady z wspaniałymi autorami oraz przygotowanie kolejnej wypraski do jednego z pudeł.

Ja sam nie mogę doczekać się nadchodzących miesięcy, mam nadzieję, że będziecie towarzyszyć mi również w 2016 roku i bawić się równie dobrze albo i lepiej.

Gorące pozdrowienia, szczęśliwego Nowego Roku i do zobaczenia na łamach!

Mahalo!