Uwaga, ważne. Materiał reklamowy – egzemplarz gry otrzymałem bezzwrotnie od wydawnictwa Roxley Games.
Podróż w przeszłość, w odległe czasy przemysłowego rozkwitu dźwiganego koleją i transportem morskim. Podróż w piękny świat udekorowany mnóstwem wspaniałych ilustracji i pełen drobnych komponentów. Oto Brass Birmingham.
Info:
Autorzy: Martin Wallace, Gavan Brown, Matt Tolman
Liczba graczy: 2-4
Czas gry: ~60-120 minut?
W skrócie i ogółem – o zasadach:
Chodzi o to, żeby zebrać więcej punktów zwycięstwa niż rywale.
Rozgrywka opiera się o akcje i karty. Te drugie trzeba odrzucać, gdy używamy tych pierwszych. W swojej turze gracz wykonuje dwie akcje (jest mały wyjątek w pierwszej rundzie pierwszej ery (Canal Era), wtedy gracze wykonują po jednej).
W trakcie partii możemy np. rozbudowywać swoją sieć połączeń, wystawiać industry tiles, czasami brać pożyczki, zarządzać kasą, wykorzystywać węgiel i żelazo, zgarniać bonusy, zarządzać posiadanymi kartami itp. Dość ważne jest, by obracać kafelki (poprzez akcję sell albo zużywając zasoby z kafla), bo w ten sposób spowodujemy, że przyniosą one punkty zwycięstwa. Zapunktować można jeszcze za połączenia oraz za wykorzystanie akcji połączonej z bonusem znajdującym się przy jednym z miast.
Partia dzieli się na dwie ery, po każdej następuje punktacja. Po pierwszej zdejmuje się część elementów z planszy. W drugiej od nowa możemy budować połączenia, tylko już innego rodzaju.
To tak zupełnie ogólnie jeżeli chodzi o zasady, po więcej odsyłam do instrukcji :).
Wrażenia, refleksje, szczegóły:
Wykonanie:
Jak widać. Wyśmienite. Gra prezentuje się wspaniale, aż przyjemnie na nią popatrzeć. Klawym rozwiązaniem jest to, że plansz w Brass’ie można używać na dowolnej stronie – jaśniejszej lub ciemniejszej, wybór należy do nas. Fajnie, że nie zapomniano o różnych oznaczeniach, które mają za zadanie przypominać o zasadach i ułatwiać rozgrywkę (np. info o tym co znajduje się na drugiej stronie industry tiles, żeby nie trzeba było go obracać, by sprawdzić).
Co do trwałości to karty dobrze zniosły trudy użytkowania i trzymają się świetnie, a nawet nie włożyłem ich w folie ochronne. A żetony monet… łał. Są dość ciężkie, grube, solidne. Wyglądają super.
Czas rozgrywki:
Partie w Brass Birmingham zajmowały mi dużo czasu, downtime momentami był odczuwalny. To, że akcje są dość proste nie oznacza wcale, że gra jest dynamiczna. Przestoje nie powinny dziwić – planowania, ciężkiego móżdżenia tu nie brakuje.
Klimat:
Temat silnie wiąże się z mechaniką. Myślę, że akcje fajnie pasują do realiów czasów rewolucji, a smaczki takie jak przewożenie węgla czy używanie beczek piwa bardzo mi się spodobały. Co więcej – powstająca na naszych oczach zabudowa i rozrastające się sieci połączeń coś tam do klimatu dokładają. Niezły jest również system zwiększania income’u oraz możliwość brania pożyczek – to tylko drobiazgi, ale uważam, że są spoko.
Regrywalność:
Brass Birmingham to złożona planszówka z małą dawką losowości i interesującą mechaniką. Owszem, gra się przyjemnie i kombinowania jest niemało, tyle że pewne zagrania zdają się być powtarzalne. Karty nie zawsze pozwalają zrobić akcje w takiej kolejności i w miejscu jakim byśmy chcieli, ale sposób osiągnięcia celu raczej będzie możliwy – wcześniej czy później lub z podobnym rezultatem. Z tego też powodu, choć rozgrywka jest wciągająca i chętnie wracałem do gry, nie ocenię regrywalności bardzo wysoko, a tylko solidnie i dobrze.
Próg wejścia (przystępność):
To wymagający tytuł, nie lekka gierka na wypełnienie chwili wolnego czasu. To dzieło duże i dzieło trudne. Zasady są średnio skomplikowane, znajdują się wśród nich wyjątki, jest sporo do ogarnięcia. Co ważne, źle zaplanowane i wykonane akcje mogą mieć później wielki wpływ na nasze poczynania i niełatwo będzie wrócić do równej rywalizacji o wygraną. Zatem próg wejścia: wysoki. Na szczęście satysfakcja z gry ogromna.
Negatywna interakcja:
Hm, nazwałbym ją… subtelną, delikatną. Konsekwencje np. zajęcia jakiegoś pola czy zabrania komuś kosteczki węgla nie wydają się być straszne. Bo co, wystawię sobie kafelek w innym miejscu, węgiel mogę wziąć z Rynku, bo jego cena jest jeszcze niska. Nie mogę czegoś zbudować? Zrobię to później albo wcale, a nadrobię w inny sposób. Takie zagrania oczywiście mają wydźwięk, są formą interakcji z rywalami, ale to małe uszczypnięcia, których siłę trudno mi określić. Innymi słowy: mocnych, wyraźnych ciosów nie umiem w Brass’ie wyprowadzić. Podejrzewam, że musi upłynąć jeszcze sporo partii, żebym wiedział jak wykorzystać takie drobiazgi.
Z drugiej strony gracze nie grają 'sami ze sobą’, gdyż np. wspólnie dostarczają sobie zasobów do użytku (węgiel i żelazo jest zasobem ogólnodostępnym, jest również na rynku), talia dociągania kart też jest wspólna, połączenia jednego gracza nie zamykają drogi do Rynku rywalom.
Losowość:
W talii kart i trochę przy przygotowaniu. Nie ma jej dużo, nie jest uciążliwa. Moooże się zdarzyć, że skomplikuje rozgrywkę, jeżeli nie dociągniemy odpowiedniej karty/kart, ale to w mojej ocenie marginalna kwestia. Na plus.
Podsumowanie:
Brass Birmingham – tytuł ciężki nie tylko ze względu na wagę pudełka. To zdecydowanie danie główne wieczoru, którego konsumpcja zajmie zapewne długie, długie minuty składające się często na znacznie więcej niż jedną godzinę, a może i dwie. Móżdżenia, główkowania czy jakkolwiek by tego nie nazwać, jest od groma. Planowania długofalowego, liczenia, obserwowania zmian na planszach graczy i planszy głównej jest mnóstwo – Brass angażuje, wciąga. To jedna z tych gier, które po intensywnych zmaganiach pozostawiają z umysłem zmęczonym, ale szczęśliwym.
Mocną stroną Brass’a jest jak najbardziej jej mechanika dająca graczom niemało wyborów do rozpatrzenia. A ponieważ konsekwencje naszych działań mają duże znaczenie, jest się nad czym i po co zastanawiać. To jakie kafelki wystawimy, gdzie i kiedy oraz jak zarządzimy finansami jest turbo istotne. Plan na grę może prędko lec w gruzach, jeżeli coś zaniedbamy.. i nie jest to fajne uczucie. Da się wyjść z kryzysowej sytuacji, ale niekoniecznie musi to być proste i w ogóle do zrobienia.
Bardzo podoba mi się system obracania industry tiles na drugą stronę. W zależności od rodzaju kafla można to zrobić w jeden z określonych sposobów. Pierwszy: wyczerpując zasoby na nim leżące, np. węgiel, obracamy wtedy kafelek kopalni i w nagrodę zwiększamy income i dostaniemy za niego punkty pod koniec ery. Drugi: używając akcji sell mając połączenie do odpowiedniego miasta. Ta pierwsza opcja podoba mi się szczególnie – świetne rozwiązanie, bo zasoby węgla i żelaza mogą być zużywane przez wszystkich graczy, nie tylko przez właściciela kafelka.
Całkiem fajne jest też zarządzanie kartami na ręce. Wybieranie, które wykorzystamy teraz, a które później i do jakich akcji to klawy element mechaniki. Prosty, a dawał mi sporo frajdy.
Wiele mi się w Brass’ie Birmingham podoba. Miło wspominam rozegrane w niego partie. Uważam, że to znakomita planszówka. I nawet pomimo drobiazgów takich jak długi czas rozgrywki, niezbyt mocna negatywna interakcja, wysoki próg wejścia, jakieś tam małe narzekanie na regrywalność… to nadal jest wspaniale zaprojektowana i wydana gra.
Najbardziej lubię (mocna strona):
Wygląd. Obracanie kafelków i zwiększanie income’u.
Najmniej lubię (słaba strona):
Hm, może próg wejścia?
Recenzja dokonana dzięki uprzejmości wydawnictwa Roxley Games. Dzięki!