Uwaga, ważne. Materiał reklamowy – egzemplarz gry wypożyczyłem od wydawnictwa Galakta. Gra została zwrócona.
Recenzję gry znajdziesz tutaj: Misja: Czerwona Planeta
Wracam po krótkiej przerwie z następnym unboxingiem (czy jak to tam inaczej nazywać). Niżej znajdziecie trochę zdjęć z tego co zawiera pudełko gry Misja: Czerwona Planeta. Planszóweczka to 'na czasie’, bo Mars popularnym tematem w końcu jest. A że w przypadku Misji jest na co popatrzeć – to wrzucam. Miłego przeglądania :>
Takie tam, po uchyleniu pokrywy.
Instrukcja, bliźniaczo podobna do obrazka na pudełku. Krótka i zwięzła.
Powiedzmy, że 'ekstrawagancki’ wskaźnik rund oraz dwie dodatkowe płytki – kosmonautów zaginionych w przestrzeni oraz Phobos, czyli księżyca.’
Mały zoom na wskaźnik. Dobry bajer, wskazuje aktualną rundę oraz trzy momenty liczenia punktów i rozpatrywania kart.
Plansza główna imitująca Marsa, składana na zasadzie puzzli, zawsze w tym samym układzie. Czytelna, choć nazwy obszarów ciężko zapamiętać.
Żetony surowców generujące znaczniki o różnej liczbie punktów.
Następne fajne elementy. Fragmenty platform startowych, które składa się w całość w zależności od ilości grających. Wsuwa się pod nie karty statków kosmicznych, by później odpalić je w podróż na Czerwoną Planetę.
Karty statków z różnymi celami lądowania, pojemnością pokładu oraz, czasami, pustym miejscem na dowolny cel.
Kilka zestawów kart postaci dla graczy. Ponumerowane od 1 do 9 dostarczają różne akcje i to głównie one napędzają rozgrywkę.
Mniejsza talia kart wydarzeń oraz znaczniki miejsc docelowych.
I na koniec figurki, których jest w pudle całe mnóstwo. Choć wszystkie w tym samym kształcie, to jednak zarówno w grupie jak i osobno prezentują się świetnie.
Unboxing dokonany dzięki uprzejmości wydawnictwa Galakta. Dzięki!